Quantcast
Channel: Robótkowy (i nie tylko) kuferek Meri
Viewing all 381 articles
Browse latest View live

Środowe czytanie i smalls SAL

$
0
0
2 pieczenie przy jednym ogniu.

Na SAL i dzierganie pokazuję kolejną kosteczkę z monogramem, w wybranych przez znajomą ulubionych kolorach. Kosteczka na 4 ściankach ma monogram, górna i dolna są gładkie. W tym wypadku nie było mixu kolorów, jak miało to miejsce w przypadku kostki dla Kasi.




Jeżeli się podoba i chcecie coś podobnego, dajcie znać. Póki co możecie wygrać w moim candy komplet biżuterii tego typu ;) Czas do 31 maja, więc się pospieszcie ;)
If you like it, you can participate in my candy with chance to win a cube jewellery - deadline is May 31st. All you have to do is to comment here and place a banner on your blog ;)


A teraz lektura.


 Jakoś mi tak na obyczajowe zeszło i się zabrałam za "Annę Kareninę" Tołstoja. Zabieram się trochę pod włos, bo "Wojnę i pokój" zaczynałam 4 razy i nic to nie dało, kompletnie do mnie nie przemówiło... Tymczasem tę książkę po prostu połykam i jestem już w połowie I tomu (co tworzy ciekawy problem, jako że mi Tołstoj pierwotnie nie podszedł, ściągnęłam sobie tylko I tom z Virtualo z darmowej klasyki, która już.. nie jest darmowa...).
Jest to wspaniała historia miłosna oraz znakomite przedstawienie świata wyższych sfer XIX-wiecznej Rosji. Anna jest główną bohaterką, aczkolwiek pojawia się w książce dopiero po pewnym czasie i szczerze mówiąc póki co mam wrażenie, że ten wątek jest tak samo istotny jak perypetie innych bohaterów, nota bene spokrewnionych lub spowinowaconych z Anną. I piękne opisy, ach, jakże chętnie odwiedziłabym majątek Lewina...
Romans mężatki z młodym i przystojnym oficerem, czy to może się skończyć dobrze? Postać Anny jest bardzo ciekawie zarysowana, jest rozdarta emocjonalnie - na jednej szali mąż (niekochany) i syn (ukochany), zaś na drugiej gwałtowna, namiętna miłość do Wrońskiego... Nie wie, co wybrać, jak wybrać, w efekcie miota się szukając jakiegoś tajemniczego cudownego rozwiązania wszystkich problemów.
Nie oglądałam filmu i nie wiem, więc jeśli znacie zakończenie to proszę, nie piszcie :P Ja znając literaturę XIX-wieczną obstawiam, że zdecydowanie nie będzie happy endu.



Rozstrzygnięcie mojego candy

$
0
0
 Przepraszam, że dopiero dzisiaj, Dzień Dziecka był troszkę zakręcony ;)

Nagrodą jest komplet ręcznie robionej biżuterii - wyszywanych kostek. Komplet składa się z kolczyków oraz zawieszki.
W kostkowym candy wzięła oszałamiająca liczba 8 osób ;) Serdecznie wam dziękuję i szczerze mówiąc, chętnie zrobiłam kostki dla każdej z was, żeby docenić wasz udział w mojej zabawie.
Ale zwycięzca może być tylko jeden.
A teraz przechodzimy do losowania.

Losowanie odbyło się w sposób tradycyjny, czyli losy papierkowe.
Bęben maszyny losującej jest pusty....
Losy trafiają do bębna...
Maszyna losująca włączona...
Oto szczęśliwy los..
I zwycięzcą jest....




Magdzie serdecznie gratuluję i proszę o kontakt na maila w sprawie szczegółów kompletu :)

Pozostałym raz jeszcze serdecznie dziękuję za udział w zabawie :)

Końcowa wyprz

$
0
0
Jeżeli ktoś ma ochotę to na Etsy urządzam wyprzedaż - wszystko za 50%. Wyprz związana jest z zamknięciem sklepu. Wystarczy wpisać kod "CLOSING" przy zakupach i będzie zniżka.
W związku z moim wyjazdem wyprzedaż trwa tylko tydzień, do 13 czerwca.

Sprzedam lupę do haftu

$
0
0
Mam na zbyciu oryginalną mini lupę DMC na klipsie. Stan bardzo dobry, mam też do niej firmowe pudełko. Cena 30 zł + koszty przesyłki (ok. 11 zł).





Takie tam

$
0
0
Żeby nie było - ciągle coś krzyżykuję, popełniłam pierwszą w życiu krzyżykową kartkę ślubną, kolejną sikorkę, gnam z różami i kończę statek.
Tylko że w Krakowie siedzę i niekoniecznie mam tutaj jak bawić się zdjęciami ;)
Także fotki na początku lipca pewnie wrzucę - przynajmniej będą widoczne postępy :P
A potem będzie relacja z Krasnegostawu :) Nie mogę się doczekać tego Zjazdu :)

Przy okazji - jeżeli jeszcze mnie czytają dziewczyny, które brały udział w candy - zwyciężczyni się nie zgłasza, czy jeśli do końca miesiąca nie będę miała odzewu chcecie 2 losowanie? Próbowałam pisać kilka razy do dziewczyny i to różnymi drogami, no ale cisza jest...

Meri karteczkowo debiutuje w kategorii wzorów ślubnych

$
0
0
I tak oto powracam z urlopu u rodziców ;) z masą zdjęć wyszywanek - od pierwszej, od której wszystko się zaczęło po zakończonego ostatnio UFOka.
 Jako że sezon ogórkowy w pełni, więc foty rozłożę na kilka postów, żeby was nie zanudzić ;) Poza tym w czwartek jadę na Zjazd do Krasnegostawu więc znowu relacja z niego będzie też pewnie kilku częściowa :P

No to zaczynamy. Uwaga, stęskniłam się za pisaniem więc będzie długo :P

Jakiś czas temu zostaliśmy zaproszeni na ślub znajomych (bardziej męża niż moich) do Krakowa. Z uwagi na ilość projektów, fakt, że znajomi nie aż tak mi bliscy, krzyżyki odpuściłam. Poza tym ślubne? Ślubne?? No way. Never ever.
Po jakimś czasie przyszła myśl, że skoro młodzi zażyczyli sobie zamiast kwiatów losy w totka, to te losy trzeba w czymś dać. Koperta. No ale głupio tak... koperta i losy... może jakaś kartka... I tu mój mózg beztrosko stwierdził, że kartka to mała rzecz i się wyrobię.
Zaczęły się poszukiwania. W stosie gazet które posiadam były wyłącznie gołąbki, szampaniki, obrączki i pierdyliard amorko-serduszek. Poprosiłam o pomoc i kochana Patrycja zarzuciła mnie wzorami mniejszymi i większymi, prostszymi i bardziej skomplikowanymi....
Mój mózg był przebiegły, wyłączył racjonalne myślenie oraz umiejętności logiczno-matematyczne i zamiast prostej karteczki a la sampler jednokolorowy optował za feerią barw. Szczególnie mu się spodobał wzór opublikowany w 2010 w majowym Cross Stitcherze. Tam był taki zestaw ślubnych cusiów na obrazki, kartki, bileciki do prezentów itd.
"Kartka, mała, weźmiesz koraliki, metalizowaną i zrobisz w góra 3 wieczory"szeptały neurony na 2 tygodnie przed Wielkim Dniem.
No to wzięłam ten wzór na "kartkę, małą, góra 3 wieczory" i najpierw posprawdzałam kolory wg wzoru. Oczywiście połowy nie mam, pozostałe to jakieś brudne pastele i bladoróżowe koraliki.
Jako że koraliki miałam co najwyżej mocno czerwone, kolory dobrałam samodzielnie.
Pisałam, że mi mózg wyłączył liczenie? Spostrzegawczość też, ot co to jest jakieś 35 krzyżyków w każdą stronę od środka wzoru.. Tak minęło ze 2-3 dni ("zdążysz, to na 3 wieczory jest" uspokajająco szeptał mózg).
Ćwierćkrzyżyki odkryłam dopiero jak do nich dotarłam. Okazało się, że generalnie kwiatki głównie z ćwiartek się składają..... I listki mają ładny kształt też dzięki nim....
A serducha uparłam się metalizowaną muliną robić (znaczy mózg się uparł "weź metalizowaną, to ślub jest, niech się świeci na bogato, poza tym nie znosisz metalizowanej to przynajmniej część sobie zużyjesz..."), a wiecie ile trwa wyszywanie złotą a ile zwykłą muliną...
A kontury... wrr... normalnie w krzyżykowym kontury zazwyczaj idą od "dziurki" do dziurki". A tutaj beztrosko się wiją, zakręcają i figlują. Takie coś to ja couchingiem robię, ale kurcze nie wtedy, kiedy mam kontur 1 nitką szyty!
Do tego trzeba było rozplanować monogram i zmienić datę - angielskiej wersji dzień liczbowo + miesiąc słownie (cały lub skrót) zrobić wersję wyłącznie z datą cyframi.
Wielki Dzień czyli 14 czerwca, samo południe, sobota, nadchodzi... meri pracuje, klnie na swój mózg, a ten beztrosko macha neuronami i pogania...
14 czerwca już po przyjeździe do rodziców, meri wstała skoro świt, zalała gigantyczny kubeł kawy i przystąpiła do wyszywania monogramów, reszty konturów i koralików.....
Zdążyłam, ale kurcze, nigdy więcej się nie wpakuję w takie coś....

Szyte muliną wszelaką, od DMC po Ariadnę, koraliki Preciosa, Aida 18" Zweigart, przyklejone taśmą dwustronną na ozdobny papier, wycięte specjalnymi nożyczkami tnącymi w ząbki ;)
Tak wiem, nie wyszło idealnie, ale już naprawdę niewiele brakowało, żebym zaczęła płakać z tego wszystkiego...

Zdjęcia są jakie są, jako że nie moim aparatem robione, w dodatku focił mąż, bo ja musiałam się przecież przebrać w strój wyjściowy :P





I Festiwal Twóczo Zakręconych, Krasnystaw 4-6.07.2014r. - wrażenia, część I

$
0
0
Na ten Festiwal szykowałam się od ładnych kilku miesięcy. Aśka jak zwykle zaszalała jako organizator i przyszykowała tyle atrakcji, że trzeba by się sklonować, żeby wszystkiemu podołać ;)
Ale do rzeczy.
Do Krasnegostawu jechałam z kilkoma przesiadkami. Jako że miałam być na miejscu w piątek ok. 14:00, odpadał bezpośredni autobus ze Szczawnicy, skutkiem czego wylądowałam w czwartkowy wieczór w Krakowie u rodziców. Dla urozmaicenia przywiozłam gorączkę, ból gardła i zatkany nos.
Noc była straszna. Nie przespana 2 noc z rzędu (dzień wcześniej mała marudziła, ja spać też nie bardzo mogłam), nad ranem ok. 40 stopni gorączki i rozmyślania, czy w takim stanie po pierwsze dam radę jechać do Lublina, po drugie czy jest sens z chorobą pakować się w tłum ludzi i na warsztaty. 
No ale rano (pobudka o radosnej 4:30) gorączka ciut spadła, więc stwierdziłam, że zaryzykuję. Takoż się jakoś wyczołgałam z łóżka i pojechaliśmy na dworzec. Autobus planowo miał wyruszyć o 5:30. O 5:25 ni widu, ni słychu, na otarcie łez kilkuosobowa grupka pasażerów stoi wraz ze mną. 5:35 i nic... Dworzec czynny od 6. Informacja telefoniczna od 7. Znaczy nikt nic nie wie, czeski film po prostu. Na wyświetlaczu w międzyczasie zdążyła się zmienić informacja i pokazał następny kurs. Oczywiście nie do Lublina...
Na szczęście tuż przed 6 niewielki busik zajechał niemal z piskiem opon ;) i tak oto ruszyliśmy w drogę. Miałam całkiem miłe towarzystwo, więc rozgadałyśmy się o rzeczach wszelakich i tak nam minęło 5 godzin podróży.
W Lublinie odbierała mnie jedna z uczestniczek Festiwalu, jako osoba zmotoryzowana i chętna do przygarnięcia jakiegoś podróżnika. I tak pojechałyśmy białym renault w stronę słońca ;) 
Dla takiego miejsko-górskiego ludzia jak ja, widoki były przepiękne - płaskie pola po horyzont.... horyzont daleko, daleko.... Zupełnie coś innego :)
Ula miała mapę wydrukowaną ze stronki, małą, bladą, na której nawet nie wszystkie główne ulice mają nazwy... Skutkiem czego bardzo dokładnie pojeździłyśmy po Krasnymstawie, niektóre ronda odwiedzając po 3 razy ;) Ale wreszcie dotarłyśmy do Internatu...
A tam zonk - nie ma czajników w pokojach, lodówki nawet wspólnej, a wszyscy siedzą już w szkole kawałek dalej na warsztatach :P
No to znowu pojechałyśmy, wystawiłam swoje prace na wystawie, porobiłam trochę zdjęć, przeżyłam oficjalne otwarcie z VIPami ;) dopadłam znajomą z projektu "Niteczki w karteczki" i tak upłynęła ta godzinka do pierwszych warsztatów.
ozdoby ze słomy
haft koralikowy - Mariola Luty

obraz z wełny - Urszula Jędrzejczyk

moje prace

różne obrusy, serwety, kartki chyba z Hobby Studio

Paw (CHYBA Małgosi...)

metalowe cuda od chłopaków z Rextorn

prezentacja wzorów Riolis przez Hobby Studio

prezentacja wzorów Riolis przez Hobby Studio
prezentacja wzorów Riolis przez Hobby Studio
Wybrałam warsztaty z haftu wstążeczkowego, z nadzieją, że się wreszcie czegoś nauczę. Zajęcia prowadziła p. Wiera Ditchen i były to jedne z najlepszych warsztatów rękodzieła, na jakich kiedykolwiek byłam :) Pani super prowadziłam pokazała swoje prace, pokazała książki, nauczyła podstaw... Pokazała jak zrobić podstawowe kwiatuszki, czy to z jednego kawałka wstążki czy wielopłatkowe, jak wyszyć kłos zboża itp., liście, jak zrobić rosochatego chaberka... Niestety nie zdążyłam zrobić wszystkiego, jak zobaczycie na zdjęciach został mi mak do skończenia..
Owszem, wstążeczki to ciężka praca, przeciąganie ich przez materiał jest bardzo męczące, ale powiem wam w sekrecie, że już nie mogę się doczekać, kiedy ozdobię w taki sposób jakąś spódnicę czy bluzkę :) Nie mogę powiedzieć, że zakochałam się w tym rodzaju haftu, ale dzięki p. Wierze przekonałam się, że nie trzeba wcale wyszywać wielkich obrazów czy skomplikowanych wzorów, zupełnie spokojnie można małego kwiatuszka z wąskich wstążek, by rzecz nabrała innego charakteru.
A oto moje pierwsze spotkania z haftem wstążeczkowym:
całość robótki i kawałek wstążki do wykonania środka maka

chaberek :)
rumianek skryty za liściem ;)

A po warsztatach powłóczyłam się trochę po stoiskach, namierzyłam znajomych, a ledwo zjedliśmy kolację trzeba było gnać, bo był wernisaż fotografii z wesela siennickiego, na którym również prezentowano rękodzieło, głównie koronki:


Koronka z użyciem wstążeczki :)
Po wernisażu zostaliśmy wywiezieni w głębokie, już przygraniczne lasy :P żeby przy ognisku się zintegrować ;) Były śpiewy, kiełbaski, i dobra zabawa :)
Po powrocie namierzyłam jeszcze kolejnych znajomych, zmieniłam pokój na lepszy model ;P pod względem towarzyskim i po przegadaniu jeszcze sporego czasu o wyszywaniu, ludziach, tym i owym, padliśmy spać.
A dzień 2 będzie w następnym poście ;)

Jako że mam mało zdjęć, wracać musiałam w niedzielę po śniadaniu więc na jarmarku nie byłam, podaję linki do stron z większą ilością zdjęć:

I Festiwal Twóczo Zakręconych, Krasnystaw 4-6.07.2014r. - wrażenia, część II plus podsumowanie

$
0
0
Dzień II.
Po przespaniu kilku godzin (człowiek się zagadał i zaśmiał na śmierć, godzina 2, towarzysze w wersji zombie kiwając się i z niemal zamkniętymi oczami dalej opowiadają anegdotki, ale dobijający się resztką sił rozum zwyciężył - idź spać!!! śniadanie o 8!! cały dzień nauki!!! chcesz usnąć na zajęciach z twarzą w talerzu kleju lub poduszce na igły?!), meri otworzyła oczy na dźwięk budzika. Kilka alarmów później, zostawiwszy mózg w pustym jeszcze kubku z kawą odbyłam trasę na koniec korytarza, z nadzieją, że łazienki będą puste. Były tak puste, że nawet zdążyłam wziąć prysznic. A potem pyszne podróżne odpady kofeinopodobne ;)
Jak się okazało, jakimś cudem 90% uczestników zjazdu jest w superformie urlopowej, wstało bez problemu chyba o 6, wypluskało się i zeszło na śniadanie, dzięki czemu musiałyśmy szukać stolika ')

Jedzenie było poprawne, ani zganić, ani pochwalić, ja tam czym innym żyłam ;)
Przedpołudniowe warsztaty miałam (wreszcie!!) z Osikową Doliną - akurat trafiłam na robienie osikowej biżuterii. Było super!!!! Zakochałam się w tych wiórkach!!! Zrobiłam wisior dla siebie, pierścionek do kompletu i bransoletkę dla znajomej. Bransoletka prosta, na drewnianej obręczy - ale znajoma zajmuje się decoupagem, więc jestem pewna, że długo surowe drewno nie zostanie ;)
zawieszka ochrzczona ważką ;)
zawieszka i pierścionek

prosta bransoletka

Cały warsztatowy urobek :)

Po zajęciach nie mogłam się oprzeć i napadłam na stoisko Osikowej Doliny:
Będę kręcić i kręcić i eksperymentować, szczególnie że na Facebooku Osika ogłosiła konkurs na eko biżu z ich wyrobów :)

W czasie przerwy zdaje się że zjedliśmy obiad, zrobiliśmy sobie pamiątkową fotkę części uczestników mojego projektu "Niteczki w karteczki" :)
Na tym zdjęciu są również VIPy, które są bardzo zdolne i wystawiają swoje prace na wielu wystawach ;) I bynajmniej nie mówię o sobie :P

A potem naszła nas chętna na poobiedni deser, więc wzięliśmy pod pachę swoje dzieła i zakupy i udaliśmy się w kierunku rynku (wychodząc z założenia, że coś z kawą i lodami musi być w samym centrum). No i była mini kawiarenka na rynku. Gdzie pani oznajmiła, że na zestaw lodów składający się z 3 gałek przez nią nałożonych trzeba czekać 15 minut. Prócz nas było kilka osób też z Festiwalu, które już piły kawkę... Więc sobie poszliśmy. I tak niedaleko rynku znaleźliśmy całkiem fajną cukiernię, z miłą obsługą, która od ręki wydawała nam lody (a duży wybór mieli) i kawę (całkiem przyzwoitą) za przyzwoite jak na sezon turystyczny pieniądze. Nie ma ona swojej nazwy, jest to po prostu cukiernia, ale znalazłam ją dla was na google maps: Krasnystaw, ul. dr Matysiaka 11 - polecam.

Po kawie i lodach potuptaliśmy na popołudniowe zajęcia (przynajmniej większość z nas). Z racji błogiego lodokawowania się, z lekka spóźnieni wpadliśmy na zajęcia.
Ja postanowiłam zmierzyć się z haftem płaskim, który mnie przerażał, jako że wydawał mi się zawsze mocno skomplikowany. No bo skąd wiedzieć, czy ten kolor tu ma być, czy inny, czy te nitki krótsze, a dłuższe, ale gdzie, ale kiedy, no nie, to nie dla mnie...
Zajęcia prowadziła p. Ula Jędrzejczyk, a do wyszycia mieliśmy mak.. akurat w sam raz pasowałoby - moja mama kocha maki, a moja babcia przepięknie maki wyszyła...
I okazało się, że nie taki wilk straszny... Fakt, moja praca jeszcze nie skończona, ale póki co prezentuje się tak:


I chyba nie jest najgorzej, jak ma pierwszy haft płaski w życiu? Patrzcie, jakie mam tradycje - to haft wykonany przez moją nieżyjącą już babcię, jakieś 50 lat temu... Wyszywanie bez wzoru, tylko z natury:

 

Haft płaski bardzo mi się spodobał - mam gazetkę gdzie jest wzór na poduszkę z pachnącym groszkiem właśnie na haft płaski.. Lata już czeka i myślę, że wreszcie się doczeka :)
Po warsztatach i kolacji Agnieszka poszła złożyć się w ofierze wieczornym komarom przy okazji zwiedzania muzeum i ogrodów, a ja zrezygnowałam z wesela siennickiego i radowałam się doborowym towarzystwem ;) Komary radowały się niestety wraz z nami, skutkiem czego mimo żaru trzeba było w 4 ścianach siedzieć...
Oj było gadania na tematy wszelakie, było super i mogę śmiało powiedzieć, że to był najlepszy ze wszystkich Zjazdów :) Bardzo dziękuję Basi, Marioli, Agnieszce i Mietkowi za wspaniały czas, rozmowy i pomoc w odzyskaniu hafciarskiej pewności siebie :)
A potem była niedziela i już trzeba było wracać :( Niestety nie mogłam ani uczestniczyć ani nawet zobaczyć jarmarku na rynku, ponieważ po śniadaniu musiałam się zbierać do domu :/
Tym razem nie miałam rozgadanego sąsiedztwa, więc pokonując trasę Lublin-Kraków nawijałam sobie zaległe muliny na bobinki. Nawinęłam tylko 38 bobinek, bo mi się naklejki z numerkami skończyły. A że niektóre bobinki mieściły po 2 motki, inne po półtora, to uśredniając, że na jedną bobinkę (bobinka?)  nawinęłam 10 metrów muliny (1 motek to 8m) to wychodzi, że przez moje ręce przewinęło się (i to dosłownie) 380 metrów muliny ;)

A jako podsumowanie:
- KOMARY. KOMARY. I jeszcze raz KOMARY. Przez ostatnie 2 lata nie zostałam tak pogryziona, jak przez te 2 dni Festiwalu.
- znacznie lepiej zorganizowane warsztaty niż w Ustroniu. Po pierwsze - szkoła dawała możliwość urządzenia ich w dużych salach ze światłem dziennym, po drugie dość małe grupy (ja miałam w ogóle luksus - po 4 osoby w grupie!), dzięki czemu można było naprawdę bardziej skorzystać. Trafili mi się wspaniali prowadzący, którzy nie dość, że sami wspaniałe rzeczy robią, to jeszcze potrafią tę wiedzę przekazać :)
- nie oczekiwałam specjalnych cudów po internacie, ale brak chociażby ogólnodostępnej lodówki czy czajnika dawał się we znaki. Podobnie jak nie działające gniazdka w pokojach (u nas żadne nie działało, więc w niedzielę rano wstałam o 6 i poszłam ładować komórkę na korytarzu. Ludzie trochę dziwnie się patrzyli, bo siedziałam na krześle na środku korytarza i wyszywałam, a komórka pod krzesłem leżała :P ), problemy z oknami, nie działające toalety czy prysznice. 2 dni dało się przeżyć, ale dłużej byłoby trochę trudniej.
- zjadliwe jedzenie :) 
- te 20 minut na piechotę ze szkoły do internatu to jednak takie mocne 20 minut :P ale w miłym towarzystwie szybko to mija ;)
- imprez towarzyszących było trochę za dużo :P serio :P trzeba by się tak ze 3 razy sklonować, żeby wszystko ogarnąć na spokojnie ;) dlatego też np. zrezygnowałam z wyjścia do muzeum i wesela, bo inaczej nie spędziłabym czasu ze znajomymi.

Jeżeli będę mogła to za rok chętnie pojadę i bardzo bym chciała w tym roku do Ustronia - ale nie wiem, czy to mi się uda...
Wszystkich gorąco zachęcam do uczestnictwa w takich imprezach - można spotkać wspaniałych ludzi i wiele się nauczyć :)
A na zakończenie link do galerii Festiwalu na Facebooku.


Ukończony stateczek z Dimensions

$
0
0
Stateczek się szył i szył, wędrował od pudła z UFOkami przez "prawie podręczny" koszyk z robótkami "jak mi się znudzi inne wyszywać". Tyle czasu a toto maleństwo przecież... Dimensions Gold Collection Petites czyli 13x18 cm.
Kiedy w czerwcu wybraliśmy się do Krakowa i zostawałam tam z Młodą na dłużej, wzięłam go z mocnym postanowieniem skończenia przez Zjazdem w Krasnymstawie.
I całkiem dobrze mi poszło, bo stateczek się prezentował razem z kolibrami :)
A teraz fotki i różne uwagi:
Tak oto wyglądał w całości bez detali. Czyli beznadziejnie :P
A tutaj pierwsze kontury..
Powiem wam, że miałam trochę zagwostkę z liniami na mapie - robienie co 1 krzyżyk było niemożliwe, robienie przez całą długość też, więc tak trochę na czuja szyłam od przecięcia do przecięcia.. chociaż czasem to i tak był długi kawałek nitki i niekoniecznie dobrze się układał...
A potem zostały kontury statku i mój "ukochany" cording czyli zwijanie i przyszywanie sznureczka...
Ze sznureczkiem było zabawnie, bo za pierwszym razem zapomniałam, że trzeba igłę mieć nawleczoną od samego początku ") W efekcie musiałam rozplątać jeden z najładniejszych sznureczków jaki mi wyszedł :P
Zamiast przyklejać taśmą do stołu, to wykorzystałam kluczyk w szafie. Jeden koniec przywiązałam do kluczyka, drugi trzymałam i skręcałam, a jak złożyłam na pół to po prostu odcięłam ten przywiązany kawałek. I tak trzeba zawiązać supeł i tak, więc odciąć kawałek nitki można.
 Sznureczek jest skręcony z 6 nitek muliny i ozdabia ramkę stateczka. 

Z węzłem też się napracowałam, żeby go ładnie ułożyć i odpowiednio przyszyć i co z tego.. po prasowaniu wygląda to zupełnie inaczej i nie tak ładnie :(
A to właśnie po wyprasowaniu :/ będę musiała jakoś chyba na mokro tego węzła na nowo ułożyć..

Stateczek był prezentowany w Krasnymstawie w ramce fotograficznej, ale traktuję ją jako oprawę przejściową, ponieważ nie było gdzie schować materiałów, więc przykleiłam taśmą malarską od spodu. A do oprawy takiej normalnej to powędruje razem z kotkami.

A tyle zostało mi nitek z zestawu - na 2 statek nie wystarczy ;) ale całkiem sporo tego zostało Oo Sorter jest z innego zestawu, kiedyś mi pozostawały z różnych małych i wykorzystuję 2 stronę jako sortery "podróżnicze" - łatwiej mi takie okrągłe ze sobą zabierać niż te z listwą magnetyczną z DMC - są mniejsze i mieszczą więcej nitek. Co zresztą widać na obrazku poniżej ;)

Jeden petitek mniej... Zostało.. hm... policzmy.... tryptyk japoński (czyli 2 gejsze i samuraj), latarnia morska, muszle, paw.. oh, jedyne 6 petitków ;) W tym tempie skończę je za jakieś..... 12 lat :D

Deadline, deadline, a co potem?

$
0
0
No właśnie. Co potem? Potem jest źle. Generalnie jak z większością rzeczy mam plecy kolejne projekty hafciarskie. Dzisiaj ciut o zaległych kwiatkach dla rodziny męża - pisałam o nich np. tu.

Odstawiłam róże i zajęłam się klematisami dla babci, która obchodziła imieniny w zeszłym tygodniu. Stan na dzisiaj wygląda jak poniżej i jestem niestety dumna, że aż tyle. Teoretycznie mogłabym te prace odłożyć, ale wiem, że wtedy trafią do UFOlandii  na wieczność.. dlatego mimo przekroczenia terminu dziergam i dziergam. W każdym razie się staram :/




Róże wyglądają w ten sposób - pytaliście się, jak będzie to wyglądać z konturami, więc zrobiłam jeden listek - generalnie praca będzie trochę grafikę przypominać, jeden kolor i kontury.
A tutaj oba razem:
A teraz garść uwag technicznych - ciekawa różnica... Teoretycznie oba zestawy to kanwa drukowana. Róże dostałam w Ustroniu na Zjeździe w 2013r., niebieskie klematisy zamówiłam z Coricamo.
Kanwa na róże jest... hmm.. ja to określam mianem właśnie kanwy drukowanej. Jakaś taka szorstka, nitka lubi się plątać, a chociaż wyszywam 3 nitkami to jednak nie do końca mnie to zadowala... Najlepsze byłoby 3 i pół :P Bo 4 ciut za grube.
A klematisy są dziwnie mięciutkie w dotyku, jakby ktoś wziął normalną Aidę z metra i w drukarkę wpuścił. Milutko się wyszywa (nie widać tego, ale zostało mi naprawdę nie wiele).
Nie umiem wyszywać w ręce więc trzymam je na q-snapie, aczkolwiek pewnie przydałoby się jeszcze po bokach złapać, np. spinaczami biurowymi. No ale póki co jakoś to daje radę.
Sama ramka była za luźna, dlatego też wzięłam co miałam pod ręką i podłożyłam pod klipsy (problem jest też taki, że nie ma dostatecznie dużego zapasu materiału, żeby go owinąć wokół ramki, tak naprawdę sięga to może do połowy rurki, co przekłada się na problemy z napięciem materiału).
A co podłożyłam? Resztkę, która mi została po stworzeniu kartki ślubnej z Aidy 18" złożonej na pół, a pod drugiego klipsa - uwaga! - chusteczkę higieniczną złożoną na 4 części. I wiecie co? Trzyma się toto już ponad miesiąc ;) Jak widać potrzeba matką wynalazków ;)
Tak, wiem, nie wygląda to za ładnie ;) Ale w tym wypadku ma przede wszystkim trzymać.


Trzymajcie za mnie kciuki, żeby jednak udało mi się to szybko zrobić i żebym mogła wrócić do spitfire'a i innych fajnych projektów...

I trzymajcie kciuki, żeby udało mi się znaleźć pracę......

Pokaż plecy - zabawa u Eli

$
0
0
Przyłączyłam się do zabawy u Eli w pokazywanie pleców swoich wyszywanek.
Niestety w tej chwili pokazać mogę tylko kwiatki, nad którymi aktualnie pracuję, więc nie wiem na ile będą one widoczne - jako że jest to bladoniebieska nitka na białej kanwie :P
No ale może ktoś coś tam dojrzy ;) Kontury średnio mi wychodzą, m.in. dlatego, że wiele z nich idzie nie przez dziurki, tylko przez krzyżyki. Mocno mnie to irytuje, szczególnie że wzór mimo wszystko nie jest tak super dopracowany, żeby aż tak szaleć z konturami.
plecy klematisów
zbliżenie
początek konturów
 A tutaj jeszcze jako bonus plecy Garfielda, którego wykonałam z dobre 8 lat temu. Osobiście uważam, że jest pewien postęp ;)

Osikowa sowa

$
0
0
Wszystko na ostatnią chwilę...
Zrobiłam osikową sowę na konkurs, który kończy się JUTRO :P





Jeżeli się wam podoba i macie facebooka to proszę, zagłosujcie na nią ^^ Trzeba zainstalować aplikację konkursową, bo to jakieś cudo jest, a potem wybrać zdjęcie sowy i kliknąć "głosuj".

Takie tam, drobiazgi

$
0
0
Coś ostatnio słabo u mnie z krzyżykowaniem, generalnie nastrój mam do duszy i to niestety przejawia się również niechęcią do robótek (i generalnie do wszystkiego ;/ ).
Ale uaktualniam kilka rzeczy:
Po pierwsze - tak oto wyglądają klematisy - tzn. będą wyglądać jak je skończę... Klematisy są robótką nie do końca od serca, co bardziej strategiczną, co niestety rzutuje dość mocno na moje chęci w ich tworzeniu... W końcu co to za przyjemność wyszywać coś zgrzytając zębami...




Próbując odzyskać trochę pozytywnych uczuć do nici, podkrzyżykowałam nieco spitfire'a - te heritage'owskie ściśnięte krzyżyki potrafią dać w kość, baardzo łatwo jest się pomylić w liczeniu...
No, ale skrzydło już mamy, znaczy mogę latać 10 cm nad ziemią :P Pokazuję też tył pracy, bo przy klematisach może nie było to zbyt wyraźnie widać.. oczywiście najgorzej to wygląda przy tych motaniach ze ściśniętymi (napis), no ale to do przewidzenia było.
 A tu jeszcze hiperzaległe kostki dla zwyciężczyni candy - mogę się tylko kajać, od półtora miesiąca mam piekielne problemy, żeby dość ze sobą do ładu...
Cóż, trzymajcie kciuki, żebym znalazła pracę, może to mi jakoś ułatwi i zorganizuje życie...

Przy okazji - biorę udział w konkursie Coricamo na najbardziej zakręconego bloga, więc jeśli ktoś jeszcze ma głos na zbyciu to chętnie przygarnę ;) Trzeba wejść tutaj i znaleźć mojego bloga czyli "kuferek-meri.blogspot.com" (gdzieśtam het,het w dole) i oddać głos.

Nowa podstrona na blogu

$
0
0
Stwierdziłam, że podzielę się różnościami z których korzystam, może komuś się przyda. Na górze pojawiła się nowa podstrona "pomocne w wyszywaniu", gdzie jest trochę kalkulatorów, tutków ze ściegów itd. Będę uzupełniać sukcesywnie o nowe rzeczy.

Kontury - z czym to się je.

$
0
0
Kończąc klematisy pomyślałam, że podzielę się na blogu swoimi doświadczeniami odnośnie konturów (backstitchy). Jak wiadomo, w wielu wypadkach dopiero po wyszyciu konturów obrazek naprawdę dobrze wygląda.
Backstitch (czyli po polsku ścieg stębnowy, stębnówka lub stebnówka ;)) zazwyczaj wykonywany jest mniejszą liczbą niż krzyżyki. Bardzo często jest to tylko 1 nitka. I tu pojawia się problem - jak taki ścieg zahaczyć? Tutaj nie zadziała metoda przewlekania pod kolejnymi ściegami bo się zwyczajnie wysnuje. Pozostaje supeł lub... pętelka, którą chcę wam dzisiaj pokazać.
Zaczynam od prawej strony - patrzę na schemat i znajduję miejsce, od którego chcę zacząć i tam się wkłuwam.
Przechodzę na lewą stronę i przeciągam nitkę - ale nie do końca.

Wybieram najbliższy krzyżyk (czy też raczej jego tył) i przewlekam nitkę pod nim.
Wyciągam do końca nitkę z prawej strony i zostawiam sobie krótki kawałek za przewleczonym krzyżykiem.
Ponownie przewlekam nitkę pod tym samym krzyżykiem.
Powstaje nam taka oto pętelka.
Pętelka postawiona ;)
Pętelka powinna być ułożona w taki sposób, że koniec nitki powinien stanowić "dolną" pętelkę (na tym zdjęciu nie za bardzo to widać).
Jeżeli koniec nitki jest na dole, przeciągamy go delikatnie igłą na górę (coś jakby szydełkiem pracować).
Bierzemy obie części nitki i zaciskamy pętelkę na wyszytym krzyżyku. Nadmiar nitki ucinamy.
Ważna rzecz - czasem ta pętelka nie wychodzi i się rozsnuwa, więc na spokojnie trzeba sobie spróbować po raz kolejny. Generalnie takie złapanie nitek wystarcza by spokojnie rozpocząć backstitche.

A jak je zakończyć?
Jeszcze prościej:
Kontury wyszyte i co teraz...
Przewlekamy nitkę pod najbliższym krzyżykiem... pamiętając, by....
Zostawić małą pętelkę..
Przewlekamy nitkę przez powstałą pętelkę..
Zaciągamy nitkę....

Tak, żeby nam złapała ścieg. Nadmiar nitki ucinamy. I już.







Cóż, mam nadzieję, że komuś się to przyda ;) A czy Wy macie jakieś ciekawe sposoby na backstitche?

Przy okazji - skończone klematisy, aczkolwiek jeszcze przed prasowaniem:


Twórcze inspiracje - wrzesień 2014

$
0
0
Jak zapewne część z was dostałam od Coricamo najnowszy numer "Twórczych Inspiracji"do recenzji.
To ten numer z fajnym sowim plecaczkiem ;)

W sumie była to miła niespodzianka, bo i tak nosiłam się z zamiarem zakupu gazetki.

No to teraz lecim z tym koksem Ah i uwaga techniczna - tutek oznacza tutorial ;)

1) eko-biżu z osikowych wiórków. Zachwalać nie będę, w Krasnymstawie złapałam bakcyla i wiórki pokochałam. Jak umiecie trochę quillingu to tym bardziej wiórki wam podpasują, trzeba tylko pamiętać,  że są one sztywniejsze niż papier i pewnych rzeczy się z nimi nie zrobi. W TI ładny tutek jak zrobić ciekawy, a zarazem prosty i szybki komplet biżu z wióreczek.
2) quilling 3d :P - czyli najpierw zwijamy wiórki, a potem resztę papieru z opakowania ;PPP Bardzo fajnie pokazane, do czego można wykorzystać zwijańce - w tym przypadku służą jako ozdoby na ołówki. Świetna rzecz dla dzieciaków.
3) koraliki na krośnie - ja się na tym nie znam, ale wisior dość ładny, a tutek przejrzysty.
4) dwustronny haft krzyżykowy - wow, bajer!!! wzorki na aniołki (ja nie przepadam, ale ja jestem dziwna), proste i szybkie, a sam tutek ładnie obfocony i przejrzysty. Się będę kusić jak będę z zakładkami na plastikowej kanwie walczyć. Interesująca rzecz i warta co najmniej spróbowania.
5) wzór na serwetkę w stylu łowickim. Bardzo ładny, fajnie, że pokazano wykorzystanie go na czarnej serwetce :) a nie na białej. Jedyne zastrzeżenie jakie mam "serwetka etniczna" - a że ludowa, w stylu ludowym, inspirowana wzorami ludowymi być nie może? Serio? Czytelnicy się obrażą, że ludowa to jakaś wiocha, a etno to już brzmi dumnie i hipstersko? Ech. Wzór fajny, nazwa nie.
6) wzory na kartki ślubno-walentynkowo-rocznicowe. Małe, proste, miłe. Spodobały mi się zajączki pod parasolem i tęcza - słodkie jak beza nadziana toffi ;)
7) coś w stylu wywiadu z panią przerabiającą sobie fotki z wycieczek na wzory do haftu wielkości pocztówki. Wywiad fajny, ale poziom przeróbek wykonywanych przez panią już nieszczególnie. Ja wiem, że fotki trudno się przerabia, szczególnie na mały format, no ale to co zaprezentowano w gazecie zwyczajnie nie wygląda najlepiej - rozmazane, balans bieli kompletnie przewalony... Ale może to zainspiruje czytelników do zabaw z programami do przeróbek ;)
8) sweter na drutach. Nie umiem na drutach, ale jakby kto zrobił z rozpędu ten wzór z gazety i nie miał co z nim zrobić to chętnie przygarnę :PP
9) plecak sowa. Fajny. Bym sobie uszyła. Nie mam maszyny do szycia. Hm. Może to i lepiej, pewnie haft by poszedł w odstawkę :P A ja się zainspiruję tym plecakiem i młodej spróbuję w tym stylu małą torebeczkę z cienkiego filcu strzelić.
10) espadryle. Czad. Tylko dlaczego we wrześniu?? Takie rzeczy to kwiecień, maj, gdzie ja to będę na wiosnę 2015 szperać po pudłach za gazetą, bo wzory na buty były?? Pomysł super, timing do duszy.

Podsumowując - całkiem sporo ciekawych pomysłów, naprawdę można wydać te 8 zł, z pewnością nie będą to pieniądze źle wydane.


A Młodej podoba się w przedszkolu, jupi!! ^^



Sówka z osiki - wyróżnienie

$
0
0
Jak może część z was wie, moja osikowa sowa zdobyła wyróżnienie. W nagrodę dostałam bon na 50 zł do sklepu "Osikowej Doliny", więc sobie nieco poszalałam ;)
Zamówiłam prześliczną bombkę do zrobienia (teraz tylko muszę pistolet do kleju na gorąco :DD ), nieco cyrkonii jakby mnie fantazja naszła na jakąś wypasioną biżuterię, dwustronne pudełeczko (nie wiem jeszcze na co, ale jest małe, ma przegródki i jest dwustronne :P ), oraz przepiękne brokaty holograficzne (na bombkę i na gwiazdkę zakupioną i nie sklejoną w zeszłym roku). Dodatkowo dostałam ślicznego kwiatuszka gratis :)
Zbliżenie na brokaty - nie mogłam się zdecydować, więc wzięłam kolory podstawowe ;)
Teraz nic tylko szaleć na święta ;)



Spitfire - małe postępy

$
0
0
Planowałam, że napiszę tego posta tydzień temu, a samolot będzie się dumnie składał z ogona i skrzydła. Czyli generalnie pół wzoru za mną.
Cóż.
Planowałam również, że będę wielką manager wielkiej korporacji ;)
Tak czy owak oto kawałek Spitfire'a - przynajmniej teraz zaczyna to wyglądać jak samolot. Krzyżyki heritage'owskie nieco dają w kość, szczególnie, jeśli nie dość, że są obok siebie przesunięte, ściśnięte każdy w inną stronę, to jeszcze w typie confetti, czyli prawie każdy krzyżyk innym kolorem :/ Jak zobaczyłam ostatnio, ile wyszyłam przez pół godziny to mało się nie popłakałam.
Nie ma szans, żebym zdążyła z samolotem na 4 października :(

Trochę to z powodu Młodej - po 4 dniach w przedszkolu rozchorowała się :( i do dziś włącznie siedzi w domu. Generalnie gorączka szybko jej przeszła, a katar i kaszel nie przeszkadzały w zabawie, więc cały dzień było "mamoooo, mamoooo...", a jak już miałam wolne (czyli po 21, jak pójdzie spać), to zazwyczaj nie miałam sił mierzyć się z krzyżykami :/
Pracy też dalej niet.... Znowu wpadłam w tryb "poranna kawa - serwis z ofertami pracy 1 - serwis z ofertami pracy 2 - serwis z ofertami pracy n" ...
Z dobrych rzeczy wreszcie mamy pomieszczenia sypialni i prawie że łazienki. Pomieszczenia, bo chociaż sypialnia już po szlifowaniu, to jeszcze zostało pomalować i położyć wykładzinę (ale nareszcie odzyskujemy jakieś pomieszczenie, wreszcie wyprowadzę chociaż część ciuchów ze skrzynek..), a w łazience póki co trzeba jeszcze w niektórych miejscach 2 warstwę płyt GK położyć.. No i płytki, wanna, krany itd...
Śmieję się, że mieszkanie będzie nieco ogrodnicze, bo kolor w salonie to "pastelowy wrzos", a w sypialni będzie "soczysty melon". Do kuchni zatem (jeśli ją będziemy kiedyś robić) trzeba będzie poszukać jakiegoś warzywa :D

Porównanie "Cross Stitcher", "The world of cross stitching", "Cross stitch crazy", "Cross stitch collection", "Cross stitch gold" oraz "New stitches"

$
0
0
Uf. Długaśny tytuł. Myślałam o skrótach, ale to by nie wyglądało dobrze ;)

Post długo się rodził, ale generalnie wena uciekała gdzie się dało i ile się dało. Nie licząc chorób. I chorób. I prób różnego rodzaju kończących się porażką, co przeganiało wenę do diabła i dalej.

Teraz szczegóły:
Podobnie jak część z was otrzymałam numer „Twórczych Inspiracji” do recenzji, którą można sobie przeczytać tu. Recenzja ta jakimś sposobem wpadła w oko również jednej z mojej ulubionych polskich pasmanterii, czyli pasmanterii internetowej Haftix. W związku z czym poproszono mnie o zrecenzowanie 6 hafciarskich zagranicznych gazetek, które mają w swojej ofercie.
I tak oto (werble!!) dostałam w swoje łapki kilka angielskich gazetek ^^ Jako że nic nie prenumeruję (aczkolwiek kiedyś mocno się nad tym zastanawiałam), więc jak dla mnie po prostu bomba. Część z dodatkami, część nie, a wszystkie ze wzorami do krzyżyków.
Przede wszystkim zamierzam opisać ofertę i ją porównać i mam nadzieję, że dzięki temu niektórym osobom łatwiej będzie podjąć decyzję o zakupie lub prenumeracie konkretnego tytułu.

Z góry również przepraszam, jeżeli na podstawie otrzymanego numeru wypiszę rzeczy wymagające korekty (np. że w gazetce zamieszcza się wywiady, a akurat był to pierwszy wywiad od 10 lat w tym czasopiśmie ;P ). Jeżeli któraś z was jest prenumeratorką jakiegoś tytułu i będzie chciała dodać jakieś uwagi, to bardzo proszę o zamieszczenie ich w komentarzach, ja to potem umieszczę w recenzji. Wiem, że „Cross Stitcher” i „World of cross stitching” są dość popularne w Polsce.

Zasada jest taka - każdy numer opisany pod względem zawartości, zaś 2-3 kubki kawy dalej, dla wytrwałych nagroda w postaci podsumowania :D Kolejność - jak mi się brało ze stosu ;P


1. Cross stitch crazy (dostałam numer 08/2014):
Informacje techniczne:
Wydawca: Immediate Media company, Bristol, UK
Rodzaj: miesięcznik (13 wydań w roku)
Cena: 4,99 £
Liczba stron: 82 (w tym konkretnym wydaniu)
Gratisy: do każdego numeru.

A teraz wrażenia:
- reklamy, dużo reklam, arghhh.. reklamy....
- dużo różnych wzorów, zróżnicowanych pod względem wielkości czy trudności. Mamy więc w tym numerze i wzory na poduszkę, duże obrazki, ładny alfabet, wiatraczki z perforowanego papieru i jeszcze można by trochę wymienić. Prawie każdy wzór opatrzony jest opisem, na jakie okazje można haft wykorzystać, jakie materiały są potrzebne do jego wykonania (tkaniny, nici, ile marginesu na oprawę, w przypadku haftów użytkowych np. poduszki na igły również sposób wykonania), sugerowany czas pracy oraz adresy sklepów, gdzie można zakupić materiały. Często jest również słowo od projektanta plus jego/jej zdjęcie. Dodatkowo któryś z redaktorów króciutko wypowiada się o danym wzorze.
- ciekawe wzory przygotowywane przez redakcję: celebstitch czyli wzór gwiazdy filmowej/muzycznej (zdjęcie przerobione na schemat przez redakcję CSC) - w sierpniowym numerze Tom Fletcher (kimkolwiek on jest ;)); wzorki na życzenie - czytelnicy piszą, a projektant robi małe wzorki jako odpowiedź na ich listy - np. wzór bullterriera, rakietę tenisową itd.
- listy od czytelników z całego świata z pracami prezentującymi prace wykonane ze wzorów publikowanych w CSC (5 stron).
- nowinki zakupowe,  ciekawostki hafciarskie i okołohafciarskie - nowe wzory od dużych projektantów, ciekawe zestawy, igielniki, przydasie, ciekawe wzory w sieci, nowe sklepy itd.
- porady ekspertów - od "co mam wyszyć na prezent" po kwestie techniczne.
- historie czytelników - w tym numerze wywiad z Amerykanką, która otworzyła coś w rodzaju klubu dla dziewcząt, gdzie m.in. uczą się haftu.
- "stitch&chat" czyli takie trochę mydło i powidło. Ciekawe projekty związane z wyszywaniem, odpowiedzi czytelników na ankiety, fotki od czytelników, konkursy itd.
- słowniczek czyli jak czytać schematy, słowniczek pojęć hafciarskich, podstawy haftu krzyżykowego - jak wyszywać, jak robić kontury, ćwierćkrzyżyki itd., ilustracje plus tekst.
- krzyżówka i komiks.

2. Cross stitch collection (dostałam numer late summer 2014):
Informacje techniczne:
Wydawca: Future Publishing Ltd, Bath, UK
Rodzaj: miesięcznik (13 wydań w roku)
Cena: 4,99 £
Liczba stron: 66 (w tym konkretnym wydaniu)
Gratisy: nie ma.

Wrażenia:
- gazetka zawiera przede wszystkim kilka dużych wzorów (aczkolwiek w tym nr trafiła się również kartka urodzinowa), wraz z dobrze napisaną rozpiską, co należy przygotować (materiał, nici, igły, itd.). Dodatkowo przy każdym wzorze podano w jaki sposób go wykorzystać - i tak mamy krok po kroku jak oprawić obraz, jak zrobić torbę na zakupy, itp. (bez zdjęć). Wzory zazwyczaj opatrzone krótką notką od projektanta oraz kogoś z redakcji. Plus fotka projektanta ;)
- informacje o wystawach, konkursach, ciekawych gadżetach do haftu, książkach.
- wywiad z blogerką.
- listy od czytelników plus fotki - 2 strony.
- redakcja poleca czyli co ciekawego kupić (związane tematycznie/czasowo - w moim przypadku  tematyka związana z latem).
- poradnik - podstawy haftu krzyżykowego, konturów, ćwierćkrzyżyki, koraliki oraz jak czytać schematy zamieszczone w magazynie.
- lista pasmanterii i sklepów związanych z rękodziełem (wszystko do haftu, ramy, oprawy itp.).
- w tym numerze rada od projektantki, jak wyszyć ulubiony wiersz - czyli co zrobić, by literki z książki zamienić na ładnie oprawiony obraz wyszyty krzyżykiem ;)
- reklamy - niedużo.

3. Cross stitcher (numer czerwiec 2014):

Informacje techniczne:
Wydawca: Future Publishing Ltd, Bath, UK
Rodzaj: miesięcznik (13 wydań w rok)
Cena: 4,99 £
Liczba stron: 90 (w tym konkretnym wydaniu)
Gratisy: do każdego numeru.

Wrażenia:
- sporo reklam.
-  wzory mocno zróżnicowane zarówno pod względem wielkości, trudności jak i rodzaju użytych materiałów. Mamy więc i kanwę plastikową, i klasyczną aidę, i kanwę rozpuszczalną. Obrazki, kartki, broszki, poduszki, piórniki itd. Instrukcje podane w sposób przejrzysty, pokazane jak prace oprawić czy też do czego użyć (np. jeśli jest pokazany wzór ołówków na piórniku to prócz schematu na krzyżyki jest instrukcja, jak uszyć ten piórnik - ze zdjęciami). Każdy wzór podpisany, podana lista materiałów oraz szacowany czas wykonania. Dużo przeróżnych rzeczy zarówno do wykonania jak i jako inspiracje. Dla mnie bomba.

- przegląd rynku czyli nowinki, wzory, gadżety itd. hafciarskie i okołohafciarskie.

- wywiad - w tym numerze z młodym projektantem, który zaprojektował i wyszył historię z "Gwiezdnych Wojen" - widziałam fotki na necie (zdaje się, że gość jest ze mną w jednej z grup na fejsie ;) no i muszę przyznać, że ta praca robi wrażenie. Naprawdę dzieło życia.

- strona z fotkami prac wykonanymi przez czytelników.
- "the savvy stitcher" czyli  poznajemy różne techniki. W tym numerze: jak zrobić zakładki na materiale i do czego je wykorzystać. Fajne, bo nie związane z krzyżykami :D
- podstawy haftu wraz z małym wzorkiem - tutorial jak wyszywać haftem krzyżykowym na konkretnym przykładzie. Plus jak zrobić francuskie węzełki, kontury, ćwierćkrzyżyki, koraliki. Oraz co to jest "waste canva" oraz "soluble canva" (czyli do wypruwania oraz rozpuszczalna).
- lista sklepów
- market place czyli ogłoszenia czytelników.
- krzyżówka oraz sudoku.


4. Cross stitch gold (mam wydanie nr.110)
Informacje techniczne:
Wydawca: Immediate Media company, Bristol, UK
Rodzaj: 9 wydań w roku więc to "półtora miesięcznik" ;)
Cena: 4,99 £
Liczba stron: 67 (w tym konkretnym wydaniu)
Gratisy: brak.

Wrażenia:
- trochę zbliżone do "cross stitch collection" - też skupia się raczej na kilku dużych wzorach.
- wzory zarówno od różnych projektantów jak i firm (w tym nr grecki tryptyk z Anchora). Każdy wzór ładnie rozpisany o potrzebne materiały plus wykończenie (czyli jak zrobić samemu oprawę, uszyć poduszkę, itd. - ale nie w każdym przypadku) Instrukcje wyłącznie tekstowe. Jeśli jest podane nazwisko projektanta, jest też jego zdjęcie plus kilka słów o wzorze.
- listy od czytelników plus odpowiedź redakcji - uwagi, pomoce, linki do sklepów itd.
- shopper's guide czyli co nowego do haftu można sobie kupić w tym miesiącu ;) 3 strony z nowymi wzorami, zestawami i adresami/linkami.
- przegląd zestawów do haftu, w tym numerze wzory związane z Orientem. Zdjęcia, opisy plus adresy sklepów.
-  pytanie do eksperta - 1 str.
- poradnik czyli znowu podstawy haftu krzyżykowego, francuskie węzełki, ćwierćkrzyżyki, koraliki, oprawianie.
 - znośna ilość reklam.

5. The world of cross stitching (mam wyd. 219, jakieś letnie? ale który to miesiąc? - szukanie tej info to jak szukanie igły w stogu siana..)

Informacje techniczne:
Wydawca: Immediate Media company, Bristol, UK
Rodzaj: 13 wydań (miesięcznik + jedno extra)
Cena: 4,99 £
Liczba stron: 98 (w tym konkretnym wydaniu)
Gratisy: są.

Wrażenia:
- już na okładce oszałamiająca liczba 147 wzorów do wyszycia z czego? plus? 89 absolutnie must have&stitch. Tak... to może zrobić wrażenie. A potem dzieli się na zestawy po kilka sztuk małych, wybiera to co się człowiekowi podoba i już jakby mniej się robi ;P
- reklamy, wrr... dużo.
- wzory różne, zestawy kilku małych, dziecięce, kwiatowe itd. Do wyboru do koloru. Na tkaninach, papierze perforowanym czy kanwie plastikowej. Na poduszki, obrazki i pudełka. Każdy wzór posiada opis, rodzaje użytych ściegów, czas potrzebny na wykonanie, poziom zaawansowania, schemat, lista nici, wymiary, lista zakupów, rozmiar igły. Nazwisko projektanta, fotka, kilka słów o wzorze. Czasem instrukcja wykończenia (np. jak zrobić poduszkę)  - bez zdjęć. W przypadku serii mniejszych wzorów często pokazany sposób wykorzystania (jako kartki, zakładki itp).
- listy od czytelników (zdjęcia prac plus komentarz redakcji - btw - Marto pozdrawiam!! Twoje piękne króliczki ;))  4 str.
- shop&stitch czyli nowinki zakupowe, od wzorów po wstążki i pudełka w kształcie guzików ;)
-  odpowiedzi na pytania - 5 str. Rzeczy przeróżne, począwszy od "szukam wzoru.." lub "jak wyszyć to i tamto"  a na projektowaniu małego wzorku dla czytelników skończywszy.W tym jedna strona wyszperanych w necie zestawów/wzorów uznanych przez redakcję za interesujące.
- wywiad/artykuł o projektancie. W tym numerze o Cathy Lewis, która projektuje wzorki dla geeków (te z bakteriami na przykład).
- historia czytelnika (spory artykuł).
- reklamy (tak, wiem, że się powtarzam, w tej gazetce przede wszystkim reklama rzuca mi w oczy).
- informacje o różnych nadchodzących wydarzeniach, typu wystawy, imprezy związane z krzyżykami itd. Linki do ciekawych stron, blogów. Mało.
- krzyżówka, sudoku.
- reklamy!!!
- lista sklepów (długa), adresy www, banerki reklamowe różnych firm (reklamy, aaa...)
- słowniczek pojęć, podstawy haftu, dobierania igieł, krzyżyków, ćwierćkrzyżyków, francuskich węzełków, poradnik jak czytać ich schematy.

6. New stitches (mam numer 253 czyli Maj 2014).
Informacje techniczne:
Wydawca: Creative Crafts Publishing Ltd, UK
Rodzaj: 12 wydań (miesięcznik)
Cena: 4,50 £
Liczba stron: 66 (w tym konkretnym wydaniu)
Gratisy: brak.


Jest to jedyna z prezentowanych gazetek, która nie ogranicza się wyłącznie do haftu krzyżykowego. Mamy tutaj i blackwork, hardanger oraz haft koralikowy (zarówno koraliki naszywane na tkaninę jak i tkane na krośnie).

Wrażenia:
- wzory - o różnej tematyce i na różne techniki, aczkolwiek jednak dominuje haft krzyżykowy. Również różnej wielkości (dominują raczej niewielkie). W tym numerze jeden wielki wzór na krzyżyki, ale część schematu będzie w kolejnym wydaniu. Jest opis, nazwisko i fotka projektanta, info jakim ściegiem, rozpiska (czyli nici, tkanina, wielkość igły), gdzie można kupić np. zestaw z danym wzorem. Niektóre wzory są rozpisane na kilka rodzajów haftu (w tym numerze np. złota rybka na krzyżyki, wyszywanie koralikami i koraliki na krośnie), wtedy rozpiska jest do osobno do każdej techniki. Plus podstawy danej techniki czyli w tym wypadku jak przyszywać koraliki oraz jak tkać je na krośnie.

- stitcher's notebook czyli co ciekawego można kupić (zestawy, wzory, akcesoria), info o wystawach, kursach; 3 str.
- artykuł hm... nie mam porównania, więc może tak - duży i fajny artykuł o pisarce Tracy Chevalier (kojarzycie film "Dziewczyna z perłą" ze Scarlett Johansson i Colinem Firthem? Był na podstawie jej książki) w związku z jej nową książką o Honor Bright, kwakierce zajmującej się pikowanymi kołdrami/patchorkami (w oryg. quilt maker). Jako że bez wątpienia jest to temat związany z szyciem, trafiło to do takiej gazetki. W artykule opisano, jak Tracy przygotowywała się do napisania tej książki m.in. zostając kuratorem wystawy patchworku/pikowanek (kurcze, ktoś wie jak to DOKŁADNIE tłumaczyć?) w Anglii.  Są zdjęcia prac oraz ciekawe historie o niektórych z nich.
- nowinki na rynku wydawniczym - oczywiście wszystko związane z wyszywaniem.
- artykuł o magna carta przeniesionej w świat haftu.
- reklam niezbyt dużo.
- poradnik jak zacząć wyszywanie krzyżyków, jak czytać schematy zamieszczone w gazetce, co jest potrzebne do haftu krzyżykowego oraz jak wykończyć pracę - takie podstawy oprawiania, robienia kartek (plus zdjęcia do newralgicznych etapów), prania prac itd.
- katalog produktów - zarówno tych zamieszczonych w gazetce jak i innych (książki, zestawy, akcesoria).
- krzyżówka.

Żyjecie? Nie? No cóż, będę musiała poszukać nowych czytelników ;)
Teraz pora na kolejny kubek napoju bogów czyli dobrą kawę i podsumowanie :D

Wyszywam od dobrych 12 lat. Wyszywam wzory małe, duże, skomplikowane i proste, używając jednego koloru, łączonych kolorów, pełnymi krzyżykami i ćwierć. Gotowe zestawy jak i same wzory. Wyszywam na kanwie drukowanej, plastikowej, aidzie, płótnie i różnych dziwnych materiałach. Używam różnych nici. Mam sporo różnych akcesoriów i gadżetów. Cały czas się czegoś uczę (jeszcze rok temu nie wiedziałam co to pin stitch,a parkować do dziś nie umiem). Robię obrazki, małe różnostki, biżuterię. Potrafię zmienić kolorystykę wzoru, żeby mi pasowała. Projektuję wzory - zarówno przerabiam zdjęcia, jak i niektóre całkiem od zera (kto zerkał swego czasu na mój sklepik na Etsy ten wie). Swój poziom w hafcie krzyżykowym określiłabym zatem jako zaawansowany i z tego punktu widzenia porównuję gazetki.
Dlatego już teraz mogę powiedzieć, że jak dla mnie, to wzory do haftu krzyżykowego we wszystkich tych gazetkach nie są skomplikowane, a jedynym utrudnieniem jest po prostu kwestia czasu, który trzeba by poświęcić na duże prace. Ale też trzeba wziąć pod uwagę to, że skomplikowanych rzeczy się nie publikuje w miesięcznikach, bo kto by je wtedy kupował ;)

Więc tak - gazetek 6, a wydawców 3. Creative Crafts Publishing Ltd (NS), Immediate Media company (TWOCS, CSG, CSCrazy) oraz Future Publishing Ltd (CS, CSC).
Cena mniej więcej zbliżona, ok. 5 funtów za jeden numer. Wszystkie ukazują się co miesiąc (no,  CSG ma 9 wydań). Do kupienia w Polsce (aczkolwiek w przeliczeniu na złotówki to jednak kosztowna gazetka). Można prenumerować z Anglii. Prócz "New Stitches" wszystkie poświęcone wyłącznie haftowi krzyżykowemu, mają różnej wielkości wzory i o różnej tematyce, a dodatkowo każda gazetka oferuje dział w rodzaju listy od czytelników, przegląd nowinek na rynku hafciarskim, artykuły, wywiady, informacje o wystawach, kursach, itp. Większość oferuje również jakiś rozrywkowy kawałek w rodzaju krzyżówki lub sudoku, a kilka gratisy (zarówno akcesoria jak i wzory/zestawy do haftu).
Jeżeli zatem ktoś chce prenumerować angielską gazetkę ma całkiem duży wybór.

Gdybym miała wydać pieniądze na prenumeratę angielskiej gazetki o hafcie to:
- odpuściłabym sobie "Cross stitch collection" oraz "Cross stitch gold". Oba te tytuły skupiają się na niewielkiej licznie większych wzorów, które niekoniecznie muszą trafić w gust czytelnika. W tym wypadku to taka trochę loteria, czy znajdzie się chociaż jeden wzór, który akurat "siądzie". Z ręką na sercu mówię, że w "Goldzie" jest jeden wzór, który być może kiedyś wyszyję, zaś w "CSC" jeden, który wyszyję kiedyś na pewno. Jeden wzór w gazetce za 5 funtów to trochę za mało, żeby mnie przekonać do regularnego kupna. Ba, taka cena za jeden nieskomplikowany wzór gazetkowy to za dużo. Lepiej trochę zaoszczędzić i kupić sobie np. zestaw do haftu, który się naprawdę podoba czy uzupełnić zapas muliny ;)
Szczególnie, że angielskie 5 funtów, a polskie 5 funtów, to są dwa różne funty, jeśli wiecie o co mi chodzi ;) A czytanie o nowinkach na rynku... cóż... samemu też można poszukać na Sieci i taniej to wyjdzie ;)
- "The world of cross stitching" i "Cross Stitch Crazy" odrzucają mnie ilością reklam. Ich oferta jest bardzo podobna, chociaż mam wrażenie, że w CSC mniejsze wzory są bardziej zróżnicowane tematycznie i jakby więcej tych małych razem z możliwościami ich wykorzystania. No ale na podstawie jednego numeru nie da się tak obiektywnie ocenić. Generalnie to niezłe tytuły, dużo wzorów, inspiracji, różne artykuły czy ciekawostki... Tylko te reklamy... ^^"
Akurat te 2 tytuły wydaje jedna firma, więc jeśli ktoś by chciał prenumerować np. 2 gazetki, to lepiej wybrać któryś z tych tytułów i coś od innego wydawcy.
- i moich 2 faworytów: "Cross Stitcher" i "New Stitches". CS ma bardzo zróżnicowaną tematykę wzorów (oraz różnej wielkości), które są bardzo dobrze opisane, od początku do końca. Nawet jeśli wzór nie pasuje, to z pewnością wiedza o tym, jak uszyć piórnik czy torbę przyda się na przyszłość. Szczególnie, że kwestie wykończenia pracy są zilustrowane zdjęciami, co dużo ułatwia.Co prawda ma sporo reklam, ale nie aż tyle co TWOCS czy CSCrazy.
"New Stitches" z kolei oferuje wzory nie tylko na haft krzyżykowy, ale też inne, a rozpisanie tego samego wzoru na 3 różne techniki jest po prostu super. Miłe i odświeżające.

Oczywiście, najlepszy sposób zakupów takich gazetek to albo zaprenumerować jakiś numer na pół roku/rok (bo statycznie więcej będzie wzorów, które się przydadzą, a przy okazji człowiek się przekona, czy mu pismo pasuje) albo metoda "macania" czyli idziemy do Empiku i macamy przynajmniej okładkę, żeby zobaczyć co może być w środku ;) Po czym udajemy się w przyjaźniejsze cenowo miejsce (zazwyczaj Internet) i jeśli gazetka zapowiada się dobrze, to kupujemy sobie ten konkretny numer.

Serdecznie dziękuję pasmanterii internetowej Haftix za możliwość zapoznania się z tymi tytułami oraz wytrwałym czytelnikom (chcecie jeszcze jeden kubek kawy? nie? już staliście się zombiakami? ;)) - mam nadzieję, że pomogłam niektórym z was podjąć decyzję co do prenumeraty angielskich gazetek.

KONIEC

V Zjazd Zakręconych w Ustroniu

$
0
0
czyli organizacyjna porażka ;)

V zjazd czyli teoretycznie jubileuszowy.. Wcześniejsze organizowała Asia, która w tym roku zorganizowała super imprezę w Krasnymstawie, a Ustroń przekazała w całości do organizacji Coricamo (które jest głównym organizatorem i sponsorem od pierwszego zjazdu w Wiśle).
I tu dla was przestroga - jeżeli wy lub wasza firma organizujecie jakieś cykliczne imprezy, gdzie większość roboty robi osoba/zespół/firma X to nie rezygnujcie z ich usług przy organizacji jubileuszowych!!! Dajcie podwyżkę, błagajcie, ale nie róbcie tego błędu.
No dobra ja wiem, że 5 to nie 10, no ale 5 też się bardziej świętuje niż np. 7.

A teraz do rzeczy - kawa w dłoń albowiem długo będzie (coś ostatnio długie posty mi wychodzą ;))

PRZED ZJAZDEM:
Czeski film. Wiosną nikt nie wie, czy zjazd będzie, gdzie będzie i kiedy będzie. Naród się rzucił i zarezerwował Tulipana i Magnolię zanim data była znana. W efekcie, jak ustalono datę, to zabrakło miejsc w hotelach, w których odbywają się warsztaty. No cóż.
Co ciekawe, w tym roku Zjazd trwał dłużej, bo od czwartku do niedzieli. Teoretycznie, żeby mogły przyjechać zarówno osoby, które nie mogą w weekend, jak i ci, co nie mogą w tygodniu. W praktyce oczywiście wyszło, że niektóre warsztaty są tylko danego dnia. Więc jeśli jedziesz na weekend, to sobie nie zrobisz kilku fajnych rzeczy, które są tylko w czwartek.
Coricamo stworzyło specjalny serwis jakoby dedykowany na zjazdy. Nieczytelny, nieprzyjazny użytkownikom, w dodatku z problemami na serwerach - czyli np. mnie i kilka innych osób traktowało jak spamerów, więc nie mieliśmy dostępu do serwisu (na którym podobno "wszystko" się działo) przez kilka tygodni. Ot, takie tam fanaberie providerów... Zdarza się.
Ale to, że serwis źle przygotowany, że przy przejściach między zakładkami za każdym niemal razem wywala komunikaty, że jakoby aktywność na stronie nie zakończona (programistyczny błąd - trzeba było włazić w okno komentarzy i kasować spację, bo zamiast dać 0 znaków dali domyślny 1, a przy 1 już system traktuje jako komentarz, no, nie ważne, generalnie to błąd informatyka), że trzeba było sobie pierdyliard rzeczy zahaczyć, odhaczyć, że ludzie nie wiedzieli czy pisać na głównej stronie, czy tylko pod warsztatami, to już kurcze trudno darować.
Prócz tego oczywiście na Facebooku utworzono wydarzenie. W efekcie zrobił się komunikacyjny burdel, bo część rzeczy była tylko na stronie, część tylko na fejsie, generalnie trzeba było sprawdzać oba i sobie robić kompilację informacji.
Po raz pierwszy w tym roku prócz zapisów na warsztaty również się za nie płaciło od razu (wcześniej płaciło się instruktorowi na zajęciach). No i zaczęło się: nie wszyscy są obeznani z zakupami przez sieć, więc jaki rodzaj płatności, jaka wysyłka? odbiór osobisty? pisać coś w uwagach? ale o co chodzi?
No ale kto chciał to się jakoś zapisał ;)
Później wyszła kwestia rzeczy potrzebnych na warsztaty (typu nożyczki, igły, itd. czyli co ze sobą zabrać). Otóż tym razem trzeba było pisać do każdego prowadzącego warsztaty na stronie, z nadzieją, że nie jest to np. 80-letnia mistrzyni danej techniki, która o Internecie wie, że to coś w komputerze jej syna czy wnuka. Jak się domyślacie, na odpowiedzi trzeba było poczekać. Szczególnie, jeśli prowadzący umieścił je na tylko na fejsie.
Wreszcie, po wielu komentarzach użytkowników zamieszczanych gdzie tylko się dało, organizator stworzył listę potrzebnych rzeczy. Którą umieścił na swojej stronie. Na szczęście z serwisu zrobiono baner z linkiem ze strony głównej, no ale nie znajdziecie tego np. w zakładce "warsztaty" (co wydawałoby się logicznie, czyż nie?). Podobnie rzecz się miała z listą warsztatów i rozpiską sali. 
Przed Zjazdem pojawiła się informacja, że należy zabrać ze sobą maila potwierdzającego zakup. I znowu ludki nieobeznane, a jaki mail, a gdzie, a po, a na co.
Ja się tylko zastanawiałam, jak przy takiej ilości ludzi będą wiedzieli, na które warsztaty się zapisałam, skoro w mailu mam "WARSZ-37-02 - Sobota 9-12 - 25.00 PLN - Ilość: 1" no ale ok, pewnie mają każdy warsztat opisany ;)

Praktycznie do końca nie byłam pewna, czy pojadę. Ale udało się, w czwartek się spakowałam obczaiłam wcześniej połączenia, kochani rodzice kupili wcześniej bilet Krk-Ustroń, więc wszystko grało.
Do Ustronia przyjechałam w piątek koło 16, a wyjeżdżałam w niedzielę o 9, więc tak naprawdę to jeden dzień tylko ;/ chlip. 

PODRÓŻ, NOCLEGI, UROCZYSTE OTWARCIE:
To już mój 4 zjazd. Byłam na pierwszym w Wiśle, rok później nie pojechałam, bo urodziła się Młoda, ale byłam już na następnych. Zjazdy to jedyny moment, kiedy jeżdżę do Ustronia (chociaż ciągle sobie obiecuję, że pojadę tam z rodziną) i to naprawdę zdumiewające, jak dobrze człowiek pamięta trasę mimo jeżdżenia raz do roku.
Noclegi miałyśmy załatwione w pensjonacie "Źródełko", którego chwaliły mieszkające tam uczestniczki wcześniejszych zjazdów. I faktycznie, w porównaniu z postpeerelowskimi molochami, jakimi są Tulipan i Magnolia warunki bardzo dobre. Wygodnie, czysto, w łazience jest ciepła woda, w pokoju tv z cyfrówką (a nie 5 kanałów z czego działają dwa jak wiatru nie ma), jest ciepło, okna się otwierają, jest WiFi. Jedzenie bardzo smaczne, śniadania w formie szwedzkiego stołu, do wyboru 3 rodzaje herbat ekspresowych, kawa mielona, rozpuszczalna, a w niedzielę do śniadania jeszcze sernik i szarlotka. Nie ma problemu z wypożyczeniem elektrycznego czajnika do pokoju. Nie ma problemu z zamówieniem sobie do pokoju extra jedzenia późnym wieczorem (oczywiście, o ile konkretne danie jest dostępne, ale z rzeczami typu pierogi nie ma problemu).
Zauważyliście, w jaki sposób to opisałam? To dobrze, bo wszystkie te przygody, że czegoś nie było, nie działało spotkało mnie bądź znajome w Tulipanie i Magnolii.
I jeszcze taki drobiażdżek - "Źródełko" prowadzą rodzice Piotra Żyły :> Więc jest szafa z pucharami, narty, kombinezon, zdjęcia Piotra, całej kadry z autografami itd. A na pamiątkę dostałyśmy właśnie pocztówkę ze zdjęciem Piotra z jego autografem :D Prawdziwym autografem. Nie takim nadrukowanym :]
Sam pensjonat kawałeczek od hoteli, ale jak się zna drogę, to jest to całkiem przyjemny, ok. 20 min spacerek.
A jak się nie zna to.... drukuje sobie mapę z google mapsa i na wszelki wypadek dopytuje się taksówkarza o drogę. Chociaż oczywiście wskazówki w stylu "skręci pani w prawo, potem dojdzie do takiego u, skręci i jak będzie takie okrągłe, taki niby plac to to będzie hotel" mogą być nieco.. hmm.. zagadkowe. Do dziś zastanawiam się o jakie "u" mu chodziło.
Tak czy owak.
W piątek lało. Akurat jak przyjechałam do Ustronia, zrobiła się chwilowa dziura w deszczu, więc rozpakowałam się, wypiłam kawę i pokłusowałam do Tulipana, żeby dołączyć do znajomej. Udało mi się do niej dodzwonić, dowiedzieć, gdzie jest na warsztatach, więc umówiłyśmy się, że do niej dołączę za jakieś 10-15 minut (bo już w drodze byłam).
Widzę jakąś ścieżynkę w prawo, no ale wąska, nieoświetlona, no to chyba nie to. Idę dalej.
10 minut później...
Posesje, dróżki, krasnale ogrodowe, ładne liście, przemoczone buty.. O droga w prawo. Hmm.. i mnóstwo skrzynek pocztowych.. pewnie jakaś krótka dojazdowa do kilku posesji. Idę dalej.
10 minut później...
Posesje, ładne domki, ogrody, o ładny samochód, sarenki pasące się na polu.... O, tam widzę linię domów, na pewno są przy tej głównej drodze, do której idę.
5 minut później...
Skończył się asfalt. Sarny patrzą się na mnie jak na idiotkę. Droga dalej to rozjechane koleiny, znaczy dojazd do czyjegoś domu. Albo lezę po mokrej trawie (może lepiej ściągnę buty, i tak już mam mokre stopy), albo wracam do tej drogi ze skrzynkami. 
Sarny się na mnie gapią przeżuwając mokra trawę jak rasowe krowy.
Zawracam,
SZUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!
Lokalne oberwanie chmury. Zanim wyciągnęłam parasol, przestało padać. Moje stopy rozpoczęły naukę pływania w stylu delfin.
15 minut później...
No dobra, idziemy tą drogą i gdzie dojdziemy? JEST!!! Główna!!! No to teraz chyba znowu na prawo, Tulipan powinien być za zakrętem.
5 minut później...
Jestem za zakrętem, a gdzie Tulipan?! No nic, jestem na dobrej ulicy idę póki nie dojdę.
10 minut później...
Hahah, udało się, jestem na drodze wjazdowej do Tulipana... #$%&$#@!!!
Dobrze, że Stasia była na warsztatach, przynajmniej się nie nudziła czekając na mnie :D
Wygrzebałam z torebki maile poświadczające zakup warsztatów i potruchtałam do recepcji. Oni nic nie wiedzą. No dobra. Impreza się trochę duża zrobiła. Idę więc na stoisko Coricamo. Obok stolik z wyłożonymi chyba dla instruktorów listami uczestników, w kącie smutna pani organizator rozmawia przed komórkę. Zamachałam więc łapką, coby sobie moją obecność zakonotowała i czekam. I schnę.
Smutna pani skończyła rozmawiać, popatrzyła się na mnie i... nic. Hm. Może to nie ta? Na wszelki wypadek podchodzę więc do stoiska i mówię, że ja na zjazd, że chcę się dopytać itd. O, to jednak smutna pani ma się mną zająć. No to wracam, mówię, pytam się i teraz...
Czy myślicie, że jako uczestnik, dostałam tak jak w zeszłym roku jakiś darmowy zestaw/wzór do haftu? To źle myślicie.
Czy wydaje się wam, że przy czymś takim powinnam dostać identyfikator, jakąś karteczkę w rodzaju "Witamy na V Zjeździe Zakręconych! Warsztaty trwają od do, są tu i tu, dokładna lista w sieci/na drzwiach wejściowych/na 2 stronie kartki"? Macie rację, WYDAJE WAM SIĘ.
Sądzicie, że przy tego typu okazjach powinny być jakieś gadżety w rodzaju przypinek (tak jak rok temu)? Taak, też tak sądziłam.
Dowiedziałam się, że generalnie nic organizator ode mnie nie chce, ja nie powinnam chcieć od niego, a karteczkę poświadczająca zakup mam pokazać instruktorowi. Skąd pani, która ma listę imienną będzie wiedzieć, że jej warsztaty mają kod "WARSZ-37-02" - nie wiem, widocznie wiedzieć będzie.

Powlokłam się więc do Stasi na warsztaty - akurat była na warsztatach z "Osikowej Doliny" więc załapałam się extra na sypanie brokatu :D
Później poszłyśmy obejrzeć stoiska i czekałyśmy na rozpoczęcie "uroczystego otwarcia". Jako że w sumie nie licząc bobinek nie potrzebowałam niczego, to na mnie stoiska zrobiły średnie wrażenie.
Było jak zwykle Coricamo, ale jakoś.. mało rzeczy na stoisku mieli, szczególnie mało zestawów do haftu (może ludzie wykupili?), było Hobby Studio z plikami katalogów, dużym wyborem rzeczy do scrapu, była Ariadna pokazująca głównie rzeczy wykonane przy użyciu ich nici i sprzedająca kordonki. W Magnolii była Haft Pasja, gdzie wreszcie udało mi się dorwać bobinki i obejrzałam sobie dokładnie chusteczniki z kanwy plastikowej, zestawy do latch hook i mozaiki. Plus było stoiska chyba z Robin's patchwork (w każdym razie jakieś patchworki ;)), jakaś firma z decoupagem i DMC, które od dłuższego czasu żyje niemal wyłącznie tym swoim zpagetti. Z krzyżyków to te extra drogie wypasione muliny DMC typu color variations i kilka książek po zbójeckich cenach. No i jeszcze jakieś stoisko z filcem, wystawko-stoisko zabawek szydełkowych i to już tyle.
Wystawa prac była w jadalni w Tulipanie, kilka prac też przy stoiskach w holu, plus cuda z koralików w gablotce. W połowie pustej.
Wystawa w jadalni częściowo na naszych oczach się organizowała. Szczerze mówiąc, podziwiam osoby, które zdecydowały się zaprezentować prace, przy podejściu organizatora "bierzcie co chcecie, będzie miejsce to się wystawicie, a my nie bierzemy za to odpowiedzialności".
Czekając na "słowo prezesa" nastąpiły miłe spotkania ze znajomymi, nawiązywało się nowe znajomości itd. Bardzo dużo osób rozpoznałam z poprzednich zjazdów (mimo, że ich nie znam). Co ciekawe, np. nie wiem, jak kobitka się nazywa, ani skąd jest, ale wiem, że w zeszłym roku remontowała kuchnię, lubi koraliki, a nie przepada za frywolitką :D Ot, takie śmieszne rzeczy nieraz utkwią w pamięci...
Po jakimś czasie na mniej więcej środek połówki sali ;) wyszła smutna pani, która wypowiedziała kilka zdań. Z całości przemówienia najbardziej utkwiły mi w pamięci posykiwania i krzyki publiczności "głośniej!! nic nie słychać!!", jako że pani była bez mikrofonu i natura nie obdarzyła jej donośnym głosem.
Później miały być tańce ludowe wykonaniu zespołu młodzieży, ale ja padłam zwyczajnie więc namówiłam Stasię na wcześniejsze urwanie się i odpalenie pidżama party ;)
Stasia przyjechała do Ustronia dzień wcześniej, więc drogę znała. Po uśmianiu się z moich przygód, wyprowadziła nas w zupełnie inną stronę - okazuje się, że szybciej dojdzie się do Tulipana przez Magnolię (czyli jakby idąc od góry do niego, a nie obchodząc górę jak ja to zrobiłam).
W dobrym towarzystwie czas szybko mija, doświadczenie swoją szosą, a i tak źle skręciłyśmy w jednym miejscu :D ("ale jak to tu jest szpital?!") Ale przynajmniej w dwie osoby to się pośmiać można było ;)
Późnym wieczorem dołączyła do nas Grażynka, której na całe szczęście udało się przyjechać :) Z przygodami również ;) M.in. jak już człowiek bierze taksówkę, to liczy na to, że kierowca wie gdzie jechać :D Urządziłyśmy sobie miły babski wieczorek, ja zrobiłam kilka krzyżyków na dmcowskim ptaszku (raz na pół roku by wypadało) i poszłyśmy spać z nadzieją, że w sobotę zgodnie z prognozą nie będzie padać.

Podsumowując - Ustroń nas nieco złośliwie i przekornie powitał w tym roku ;))

SOBOTA - WARSZTATY, SPOTKANIA:
Zapisałam się tylko na 2 warsztaty w sobotę, przewidując, że w najgorszym wypadku chociaż na sobotę przyjadę.
O 9 miałam kurs ręcznej aplikacji. Na dzień dobry dowiedzieliśmy się, że zmieniła się osoba prowadząca. No bywa. Potem padło pytanie, co miałyśmy zabrać na warsztaty, bo w zależności od strony/osoby wersje były różne. Eee.. tylko nożyczki? Na szczęście prowadząca założyła, że możemy nie mieć nic, więc wszystko było przygotowane. Włącznie z jej prywatnym zapasem igieł do aplikacji.
Okazuje się, że są specjalne igły do takich rzeczy Oo przy których normalne igły wydają się wielkie i toporne. Mają tylko 2 wady - są dość delikatne i mają superminiaturowe oczko. Takie, co to się wydaje mniejsze od nitki. Więc nawlekanie jest STRASZNE, bo w to ucho to nawet żaden nawlekacz nie wejdzie.
Szyłyśmy jabłuszko z bawełnianych kawałków do patchworków. Jako metodę pokazano nam jak to robić z użyciem "freezer paper" - to taki specjalny papier z klejem z jednej strony. Przyprasowywuje się go do danego kawałka aplikacji, a jak już aplikację ma się prawie całą przyszytą, delikatnie odkleja (wystarczy wsadzić np. nożyczki czy coś płaskiego z tępym końcem między papier a tkaninę i super odchodzi) i wyciąga, a aplikację doszywa do końca.
Jako że nie dość, że złamałam jedną igłę, to jeszcze musiałam pruć spory kawałek, nie skończyłam jabłuszka na warsztatach, ale udało mi się je skończyć w Ustroniu. Oto efekt, z którego jestem baardzo dumna, bo pierwszy raz w życiu przyszywałam aplikację :) Planuję ją wykorzystać do przyozdobienia jakiegoś pudełka bądź okładki notesu.
Przy okazji nauczyłam się super prostego sposobu robienia supełka :)
 
Warsztaty prowadziła pani Małgorzata Stec-Adamus, która robi również patchworki i prowadzi warsztaty szycia. Wiem, że planuje uruchomić warsztaty szycia patchworków w Oświęcimiu, więc jeśli ktoś z okolic jest chętny, to na priv mogę podesłać namiary do niej, bo jest świetnym nauczycielem i naprawdę potrafi przekazać wiedzę :)
A po warsztatach spotkanie i pamiątkowa fotka osób biorących udział w zabawie "Niteczki w karteczki" :) Ja to ta w niebieskim sweterku z apaszką ;P

Potem obejrzeliśmy występ zespołu ludowego (tego, który występował dzień wcześniej) - zaprezentowali piękne stroje i tańce z kilku okolicznych rejonów. Młodzież bardzo się starała, aczkolwiek było widać, że niektóre tańce świeżo wyuczone i czasem się krok pomylił. Ale bardzo pozytywnie, naprawdę, miło się patrzy na takie rzeczy :)
Potem znajoma porwała nas na obiad, a po powrocie cierpłam na focie grupowej - nie ma to jak kucanie przez x czasu plus beztrosko pakująca mi się na nogi kobieta - no bo po co ona ma kucać, jak sobie może na mojej nodze siąść. Ot, ludzka bezczelność ;) (fota mała bo pożyczona od jednego z uczestników)
A potem grzecznie potupałam do Magnolii na warsztaty z latch hook.
Z latch hookiem spotkałam się w Krasnymstawie, gdzie moja znajoma z pokoju uczestniczyła w warsztatach. Oni akurat mieli nieduży obrazek z bratkami. Technika wydała mi się kusząco łatwa i odprężająca, więc doszłam do wniosku, że na następnym zjeździe trzeba będzie się skusić. A mały obrazek zamiast na ścianę trafi do Młodej, przyda się na dywan dla lalek ;)
A tu niespodzianka: bratków nie będzie. Każdy uczestnik dostał spore pudło.
A w środku.... zestaw do zrobienia poduszki!!! Wow. Takie pudełko zawiera pociętą już mulinę, szydełko, schemat graficzny i wzornik nici. Przepraszam za brak fotki, ale jak ktoś sobie w linki latch hookowe z tego postu poklikał to już wie jak to wygląda. Nauczyłam się więc jak przewlekać wełnę specjalnym szydełkiem i przystąpiłam do pracy. Przy okazji dowiedziałam się ciekawostek, jak to instruktorki prawie że się biły o stoliki i krzesła (bo dostały na rozpiskach, że siedzą przy tym samym numerze stolika..), jak to prowadząca dostała imienną listę osób, z których ani jedna nie stawiła się na warsztaty, za to przychodzili inni ludzie i twierdzili, że właśnie na latch hook byli zapisani... a nie sposób było zweryfikować, czy aby na pewno byli na to zapisani...
Nie zdążyłam za dużo zrobić, jednak poduszka trochę duża :P dlatego też pokażę wam efekty warsztatów i jednego dnia tkania po powrocie:
No i wpadłam. Jest to tak dla mnie relaksujące, że muszę się zmuszać do krzyżyków, bo najchętniej bym te dywany tkała :D Co jest o tyle interesujące, że nie przepadam za dywanami typu shaggy. Zakupiłam sobie jeszcze do domu dywanik z biedronkami, oficjalnie dla Młodej, nieoficjalnie zastanawiam się, czy jej go oddać ;P
Po warsztatach zmęczone popełzłyśmy do pensjonatu (tym razem udało się nie zabłądzić ;)), gdzie oddałyśmy się urokom oglądania zakupów, kończenia prac rozpoczętych na warsztatach itd. Ja zaczęłam nowego HEADa (ale o tym w następnym poście), obejrzałyśmy sobie Jamesa Bonda ;) Spakowałyśmy się, i.... już była niedziela i czas wracać :/

Po powrocie zastałam miłą niespodziankę. Jakiś czas temu odwiedziłam blog http://janeczkowo.blogspot.com/ gdzie urzekły mnie frywolitkowe śniezynki, co dałam wyraz w komentarzu. To była moja pierwsza wizyta na tym blogu, ot, zwyczajnie łaziłam po linkach, które są na waszych blogach ;) i tak od strony do strony, trafiam nieraz w ciekawe miejsce. Okazało się, że mój komentarz złapał licznik i otrzymałam nagrodę :) Takie oto śliczności na mnie czekały (czekoladę nagryzłam zanim dostałam aparat do ręki ;P ):
A we wtorek przyfrunął do nas taki oto ekspresik:
Była to nagroda ze zdrapki (pewnie kojarzycie, niedawna akcja Biedronki) - muszę przyznać, że chociaż dość głośny to całkiem przyzwoicie się sprawuje i po ustawieniu pod nasze gusta parzy kawę, którą da się wypić ;) W sumie zakupu ekspresu na kapsułki nie planowaliśmy, ale jako nagroda to czemu nie. Kapsułki z Biedronki nie są zbyt drogie, a poza tym pijamy przede wszystkim kawę rozpuszczalną, więc raczej nie zbankrutujemy od używania ekspresu Italico. Na zdjęciu bardzo czerwony wyszedł, tak naprawdę ma bardziej bordowy kolor.

A wracając do Zjazdu.. Przestraszyłam was? Powiało grozą i macie wrażenie, że szkoda czasu i pieniędzy na takie coś? Cóż.
Mam nadzieję, że w przyszłym roku organizacja będzie lepsza. Zresztą Coricamo ma jakieś dziwne fazy, że co 2 zjazd jest lepszy niż wcześniejszy ;)
Tak, organizacyjnie popełniono mnóstwo błędów, które mogą być wybaczone przy organizacji pierwszej czy drugiej imprezy, a nie piątej.
Ale z drugiej strony, impreza robi się coraz popularniejsza i coraz większa, po za tym, po raz pierwszy organizatorzy zostali sami z tym wszystkim bez Asi, która ogarniała wszystko i gasiła pożary wodą, a nie benzyną.
Na Zjazdy jeżdżę po to, aby spróbować różnych ciekawych rzeczy, nieraz kompletnie egzotycznych, których inaczej musiałabym się nauczyć z youtuba czy tutoriali. A jednak to zupełnie co innego, niż nauka pod okiem profesjonalisty, który w dodatku udzieli wskazówek również po godzinach oficjalnych zajęć.
I dla ludzi. Którzy kochają rękodzieło jak ja. Którzy rozumieją moje problemy w rodzaju czy HEADA robić na płótnie czy na 25". Którzy pokażą mi jakieś nowe ciekawe sztuczki. Pokażą swoje prace. Zarażą swoją pasją do innych technik.
I dlatego warto przebrnąć przez nawet niezoganizowaną organizację, dopilnować tylko terminów zapisów, załatwić sobie na własną rękę noclegi i pojechać. Bo takiego klimatu nie ma na żadnej innej imprezie.
Viewing all 381 articles
Browse latest View live