Quantcast
Channel: Robótkowy (i nie tylko) kuferek Meri
Viewing all 381 articles
Browse latest View live

Mocno zaległy post z Chinami w tle

$
0
0
Zaległy, zaległy... W połowie czerwca byłam u rodziców i wybraliśmy się na wystawę w Muzeum Narodowym poświęconą sztuce chińskiej. Pierwsze co się rzuciło w oczy w Muzeum, to smok (wyświetlany) płynący po ścianach i kierujący na odpowiednie piętro. Ten sam smok pojawiał się w każdej sali :) Mała rzecz, a cieszy, zresztą zobaczcie sami :)
A na dzień dobry, przy wejściu na wystawę, od razu pomyślałam o p. Dorocie Chmielewskiej :D A dlaczego? Ano dlatego:
 
Haft złotą nicią i wszystko jasne ;)

To była wystawa w rodzaju "wyciągamy z magazynów i prezentujemy", więc uroczo wyglądały notki w rodzaju "ta czarka była już prezentowana! w 1957r." ;)))
Była ceramika, zwoje, figurki, zabawki, dzwonki... Większość eksponatów pochodziła z XIX wieku, aczkolwiek zdarzały się i znaaacznie starsze, głównie z ceramiki.
Zewnętrza warstwa ażurowa, a środek nie...
O ile pamiętam - ozdobne guzy, a może przykrywki do puzderek?

Rzeźbiony jadeit....
Puchar z muszli. Ozdobiony rytem.
Malowane panele - prawdopodobnie części parawanu.
Malowana porcelana.
To jest porcelana. Cudo, prawda?
Wachlarz z piór z malowanymi ozdobami. Że o tych pięknych rzeźbieniach nie wspomnę.
A poza tym było coś, na co moja hafciarska dusza zawyła z zachwytu. Szaty. Ręcznie wyszywane. Dużo szat. Dużo haftów. Oh.












    
To tylko część z tego co było - były szaty haftowane, tkane, tkane i haftowane, no cudo po prostu.

A prócz tego zrobiłam trochę krzyżyków w dimkowej latarni:

Jeden ufok mniej :)

$
0
0
Jeszcze nie uprany, uprasowany i oprawiony, ale jest!!! Odhaczam z listy :)
Zdjęcia niestety z komórki, od jakiegoś czasu mam problem z aparatem, a na wystawę do Krk miałam pożyczony sprzęt :(



 I udało mi się zamotać kilka nitek więcej na poduszce :)

A teraz pracuję ostro nad pudrowymi różami dla teściowej - jak je skończę (na 26 lipca), będę mogła z czystym sumieniem zająć się resztą - pozostałe ufoki i wipy są już moje, nie dla kogoś ;) No, może poza zawieszką z kotkiem na choinkę dla mojej mamy - pamiętacie, kotek bez głowy ']
Więc zamierzam skończyć poduszkę, ptaszka i latarnię. A potem pewnie zabiorę się za ufoki świąteczne - serwetę, Mikołaja i bombkę. No i tego bezgłowego kociaka.

Urlopy i takie tam

$
0
0
Dzisiaj o krzyżykach będzie niewiele - nie zdążyłam z różami na niedzielę, a obiecałam sobie, że nie ruszę żadnej innej wyszywanki, dopóki tej nie skończę.
Będzie ładna, ale wyszywanie 1 kolorem jest nudne jak flaki z olejem.. Jestem na finiszu i się zebrać nie mogę :/
Zobaczcie, już tylko tyle i kontury... eh...
Mam nadzieję, że wyrobię się do soboty, bo w sobotę jedziemy do Krakowa na tydzień i chętnie bym już inne rzeczy robiła, np. latarnię albo ptaszka DMC...
Właśnie - ktoś ma czas i ochotę na spotkanie w Krk między 2 a 7 sierpnia? ;)

A tutaj moje zakupy książkowe - "Ptaki" oczywiście już zczytane, jakże by nie... serial się znało, oglądało za każdym razem ;))
A pozostałe 2 jeszcze nie znane, mam nadzieję, że warte zakupu.

Poszłam z trendami i również zakupiłam sobie kolorowanki dla dorosłych :D W bardzo dobrej cenie ;) Oglądałam kiedyś różne w księgarnach, ale cena od 40 zł w górę mocno mnie zniechęcała.
A te są absolutnie PRZEWSPANIAŁE, nie mogę się doczekać, kiedy zacznę nad nimi pracować.
 Oczywiście teraz muszę kupić kredki ;P Więc pewnie skończy się na łażeniu (zresztą już się umówiłam) po sklepach plastycznych z przyjaciółką - artystką, wybieranie, przebieranie i na widok ceny z westchnięciem odkładanie ;)
Tak, wiem, mogę córze kredki podebrać.
U rodziców mam całe pudło kredek z czasów mojej podstawówki i liceum.
No ale wiecie, to jednak nie to ;))


I to tyle. Idę podkurzać a potem poznęcać się nad różami trochę...

Ale się działo...

$
0
0
Dłuugo mnie nie było.. Urlop, wyjazd, trochę wydarzeń, jeden monitor na 2 kompy ;)
Ale po kolei...
Pod koniec lipca na urodziny Młodej zabraliśmy ją do parku linowego w Krościenku - mają tak strefę 3-12 lat, więc Nika szalała na wysokościach, a my się relaksowaliśmy na ziemi...
Kiedy się zbieraliśmy do domu, okazało się, że akumulator padł... zdarza się.. na szczęście mechanik prawie po 2 stronie ulicy, a w najgorszym wypadku powrót busem do Szczawnicy..
Mechanik podjeżdża, podnosi maskę i "Panie! Masz Pan kota w silniku!!" Hahah, dobre, przecież mamy środek wakacji,o kurcze, to jest żywy kot!!!!
Tak proszę Państwa, jakimś cudem w upalny dzień wlazł nam pod maskę kot szukający ciepła Oo czy raczej kocię, bo to tak z 2-3 miesiące miało..
Okoliczne rozpytywania wiele nie wniosły, nikt nic nie wie...
Więc zabraliśmy kociaka do weterynarza a potem do domu...
Nie wyrzucimy przecież...
Kot miał szczęście - gdybyśmy mieli akumulator sprawny, byłoby po kocie (że o długim pobycie u mechanika naszego autka nie wspomnę).
Kocię okazało się być w zaskakująco dobrej formie jak na znajdę, nauczone korzystać z kuwety i przyzwyczajone do ludzi.
Podejrzewamy, że ktoś go wyrzucił.
Na cześć naszego samochodu dorobił się wdzięcznego imienia Aster.
Tak się prezentował dzień po znalezieniu:




A 3 dni później pojechaliśmy wszyscy w 4 do Krakowa.. No i się działo....

Ale zanim wyjechaliśmy, tuż przed samym wyjazdem udało mi się skończyć wszystkie krzyżyki w różach:
Teraz tylko kontury... Liść będzie spruty, bo jednak nieładnie wygląda.. Powiem wam, że dawno nie miałam takiej robótki, która mnie tak odpycha :/ I to nie kwestia dla kogo, bo akurat teściowa to złoty człowiek, ale kurcze jakoś to takie niewdzięczne dzierganie tych wzorów... nic tylko jednolicie krzyżyk za krzykiem i rzadko jest tak, że widać konkretny kształt... No nic, szczerze mówiąc obstawiam, że pewnie z wielkim trudem skończę je na Boże Narodzenie :/


A teraz uroki 2 tygodnia urlopu...
Na drugi dzień po przyjeździe (w niedzielę) pod wieczór poszłam z rodzicami i z Młodą na taki większy plac zabaw niedaleko ich bloku... Zrobiono tam jeden ze "Smoczych Skwerów" (to jakiś projekt krakowski, place zabaw itd.).
Najpierw było super, moja mama zamelinowała się na ławce, a ja z ojcem obserwowaliśmy wyczyny młodej. Młoda super się bawiła, po czym z nieznanych przyczyn próbowała przebiec z maksymalną prędkością pod jednym z urządzeń (z belką-równoważnią na wys. jakiegoś metra nad ziemią). Wyprostowana na całe swoje 106 cm. Łupnięcie było takie, że dziw że belka nie pękła. Odwróciła się z płaczem. A potem chlusnęła krew. Z czubka głowy. Po grzywce, po twarzy, rękach, bluzce... Wycierałam co się dało, jednocześnie próbując sprawić wrażenie zorganizowanej by uspokoić ojca, cały czas myśląc, czy mam wzywać jedną karetkę, czy też drugą jak moja matka dostanie zawału...
Po kilku minutach i 5 chusteczkach zakrwawionych w całości, ojciec puścił się galopem do domu przygotować jakieś rzeczy plus pogadać z moim mężem, ja młodą na ręce i kłusem do domu, co chwilę patrząc na matkę i desperacko mówiąc jej, że MUSI wytrzymać, bo nie dam rady zająć się Młodą i nią. To, że nie dostała zawału to chyba cud jakiś.
W domu młodą obmyliśmy, opatuliliśmy i zadzwoniliśmy do znajomego pediatry (dlaczego nie po karetkę? Bo dopiero co przechodziłam opatrywanie rany głowy babci mojego męża, która skończyła się właśnie wizytą erki i szyciem na żywca - w każdym razie powiedzmy że nabrałam doświadczenia z takimi ranami ;/ ) Pediatra powiedział, że jeśli nie ma objawów typu nudności, zaburzenia chodzenia, wzorku itd., to lepiej nie narażać na stres i zostawić w domu, a on jutro przyjedzie i ją zbada.
Jak się potem okazało, poza bólem głowy i strupem a la skalp na czubku głowy małej nic się nie stało.
A teraz jedna rzecz - na tym placu zabaw prócz mnie było ze 20 osób ze swoimi dzieciakami. 3 w odległości maksymalnie 4 metrów od całej sytuacji. NIKT, kurna, NIKT się nie zainteresował, nie podał wody/chusteczek/czegokolwiek, nie zaproponował pomocy, patrzyli tylko tępo. Widzą dziecko po którym krew dosłownie spływa jak wodospad, matkę próbującą to wszystko ogarniać i nikt dupy z wygodnej ławeczki nie ruszył. Tylko co najwyżej dzieci odsuwali jak Młodą na rękach niosłam.

W poniedziałek nie dość, że wizyta pediatry, to ja z rana na rezonans magnetyczny z kontrastem, plus extra wizyta u dentysty, bo szczęka zaczęła boleć naprawdę okropnie.
Na rezonansie babka mi się tak wkłuwała, że udało się jej za 3 próbą, a do rury musiała mnie prowadzić, bo ja cholernie źle znoszę kwestie dziurawienia mojej skóry (a hafciarką jestem, ot, taki paradoks). Rura głośna, ciasna i zimna. Powinni trochę popracować nad sprzętem, bo naprawdę ciężko jest "naprawdę, ale to bardzo proszę się nie ruszać bo inaczej badanie nie wyjdzie"  w momencie, kiedy znienacka ktoś na cały regulator uruchamia syrenę nad uchem. A potem nad drugim. A potem wyje/stuka/puka mniej i bardziej synchroniczne, do tego człowiek jeździ do przodu/ do tyłu i tak przez 20 minut Oo
Mózg został stwierdzony na miejscu ;)) a prócz tego zmiany w błonie przy zatoce szczękowej - co nie dziwi, skoro od poniedziałku co 2 dzień spędzałam minimum 2 godziny na fotelu dentystycznym, a i tak dostałam 10 dniową antybiotykową kurację na zapalenie okostnej :/

Z miłych rzeczy - kupiłam sobie kredki do kolorowanek (Polycolor 36 Koh-i-Noor) i co nieco porobiłam ptasiorka z DMC:

W dalszym źle mi się wyszywa na ich kanwie, jakieś takie szorstkie, sztywne, no nie mogę się dogadać z tym materiałem no :/ Zastanawiam się, czy jak już za te parę lat (w tym tempie) nie będę wyszywać kolejnych, to czy nie kupię 14" Zweigarta...





Co jeszcze.... Jako że:
1) genialny plan spędzania z młodą czasu na placach zabaw poooooszedł,
2) oczywiście musieliśmy trafić na te największe upały :/
 trzeba było się jakoś zorganizować. Więc w miarę możliwości na polu byliśmy względnie rano/przedpołudniem oraz dopiero po 18...
Zatem popłynęliśmy statkiem po Wiśle, zrobiliśmy wyprawę po buty dla Młodej na nowy rok szkolny (jest takie fajne stoisko na Tomexie, już chyba po raz 3 czy 4 tam buty dla niej kupuję), Nika miała wyprawę do Smoka Wawelskiego tylko z tatusiem, karmiliśmy wiewiórki na fortach mistrzejowickich, jeździliśmy tramwajem...
I widziałam wyszywaną "Bitwę pod Grunwaldem" :))

Robi wrażenie, mimo że widać łączenia, a w kilku wypadkach użycie innych nici niż reszta wyszywających:
To brązowe powinno być zapewne czarne czy coś takiego, były też momenty, gdzie część szat dalej była czerwona, a pozostała wypłowiała do różu... No i też widać było, że każdy ma swój sposób wyszywana - jeden nitki mocno naciąga, aż kanwa prześwituje, inny luźniej, krzyżyk równiutko przy krzyżyku...
Bardzo ciekawa rzecz do oglądania z bliska :)

Mąż zabrał się z kotem dość wcześnie, we wtorek już, a "odbierał" nas w niedzielę rano - okazało się, że o ile kociak podróż do Krakowa z nami w większości czasu przespał, o ile jak jechał sam z moim mężem na przednim siedzeniu dostał ataku histerii, paniki, miauczał, piszczał i trząsł się. Dlatego też wydaje się nam, że chyba jednak ktoś to wyrzucił - jakiś facet zabrał na przednie siedzenie i potem się pozbył kociaka...

W piątek Mała była marudna, w sobotę wyszła jej wysypka - taak, zachorowała na ospę.
Więc w poniedziałek ja do pracy, a po pracy do pediatry - ospa potwierdzona.
W sumie dobrze, że teraz - i tak nie ma przedszkola, a przynajmniej dojdzie do siebie przed pójściem do nowej grupy.

Wierzcie lub nie, minęły 2 tygodnie od powrotu, a ja nie miałam siły żeby zrobić chociaż jeden krzyżyk :(
do duszy tak trochę :/

Żyję, ale co to za życie...

$
0
0
Wyrabianie nadgodzin, powrót wieczorami, czasem córka już śpi, czasem jeszcze była chwila na kąpiel i bajkę przed snem, a potem ja, do łóżka o dziewiątej wieczorem... i tak 5 dni w tygodniu...
0 weny, sił, czasu...
ostatnio kiedy czułam się lepiej, tzn. mój normalny wieczorny stan skupienia i energii z poziomu "yyy?" oscylował radośnie wokół "hę?", odgrzebałam ufoka z Mikołajem i zrobiłam ze 20 krzyżyków... 20 krzyżyków... za 2 albo i 3 miesiące...
a reszta leży i leży...
i nawet kolorowanki leżą...
Młoda chora, ja dziś wyjątkowo w domu, ale jutro niestety - przedszkole i praca :(
Za tydzień Zjazd Zakręconych, a ja ani nie wiem, czy wole dostanę, ani czy Młoda nie rozłoży się bardziej, że pojechać nie będę mogła...
Generalnie za dobrze nie jest, decyzja zapadła, czas zmian z nowym rokiem nadejdzie...

VI Zjazd Zakręconych w Ustroniu 2015

$
0
0
No, to teraz ja - jak już wszyscy wszystko opisali i obfocili ;P

   W tym roku Zjazd trwał od czwartku 22 października do niedzieli 25.10. włącznie i odbywał się w Ustroniu, w sanatoriach "Tulipan" i "Magnolia".
Przyjechałam w piątek i to nawet dość wcześnie - koło 13 już byłam na miejscu. Jest bardzo fajne połączenie Kraków - Wisła, kurs pośpieszny, który w dodatku jedzie autostradą A4 - naprawdę szybko można dojechać.
   Podobnie jak rok temu mieszkałyśmy w "Źródełku", które w dalszym ciągu polecam - ceny przyzwoite, a jedzenie przepyszne (i dużo ;)). No i można wpaść na Piotrka Żyłę, bo zdarza mu się odwiedzać rodziców ;P Jedyny minus to odległość do miejsc, gdzie są warsztaty - na spokojnie trzeba liczyć ok. pół godziny dojścia do "Tulipana", tak, żeby płuc nie wypluć ;)
   Zarówno w "Tulipanie" jak i w "Magnolii" były stoiska handlowe (Coricamo, Ariadna, hobby Studio, Haft Pasja, coś o decoupage'u czego nazwy nie pamiętam, Osikowa Dolina, coś z tkaninami..) oraz galeria prac rękodzielniczych uczestników Zjazdu - niestety słyszałam o kradzieżach drobniejszych prac, głównie frywolitek czy biżuterii :(

 
 
 
 
 
 To oczywiście nie są zdjęcia całej wystawy, akurat te najbardziej rzuciły mi się w oczy ;) a kilka niestety wyszło nieostrych. m.in. zbliżenia na koralikowe i wstążeczkowe cuda Marioli Luty :(

   Kradzieże odchodziły również w salach z warsztatami :( ponoć jednej z uczestniczek ktoś ukradł zamówione zestawy do haftu za dość sporą sumkę :( Niestety faktem jest, że warsztaty nie są zamknięte - tam ciągłe ktoś przychodzi, ogląda, robi zdjęcia, zostaje na chwilę, wychodzi wcześniej, rzeczy często odkłada się na parapet, bo gdzie indziej nie ma miejsca, no i nie sposób nad tym zapanować.... ale jednak szkoda, bo to nie najlepiej świadczy o ludziach...  
   Podobno każdy uczestnik miał dostać "wyprawkę" - to był tylko identyfikator. Trochę szkoda, bo można było rozreklamować imprezę oraz organizatora - koszt chociażby smyczy i długopisów firmowych nie jest aż tak duży (wiem z doświadczenia), a miło by było mieć jakąś pamiątkę. Nie było też przypinek, że to VI Zjazd Zakręconych (jak bodajże rok czy 2 lata temu), ani nawet katalogów firm hafciarskich... Ja wiem, że dużo ludzi, że koszty itd., no ale... WG mnie to brak przygotowania do promocji takiej imprezy.
   W ramach warsztatów w piątek po południu zapisałam się na "krajki na bardku" :) przychodzę do sali.... a tu pustka.... ani uczestników, ani prowadzącego, ba! nawet kartki na stole.... obeszłam wszystkie sale, kłusuję do "Tulipana", bo w "Magnolii" nikt nic nie wie, czas mi ucieka... Na szczęście okazało się, że prowadząca też wpadła na podobny pomysł :D i się znalazłyśmy :) Przy czym okazało się, że prowadzącej podali zupełnie inny termin warsztatów i w ostatniej chwili dowiedziała się o mnie Oo
W każdym razie z opóźnieniem, ale znalazłyśmy miejsce i zaczęłam naukę tkania krajek :>
Dla niezorientowanych - krajka to taka wąska taśma, tkana właśnie na bardku (czyli specjalnym krosienku) lub przy pomocy tabliczek. Służyła do wzmacniania brzegów ubrań, w rodzaju mankietów, kołnierzy, gdzie pełniła dodatkową funkcję dekoracyjną, mogła również zastąpić pasek.
Przy pomocy tabliczek można zrobić wzory geometryczne, zaś na bardku tylko "kreseczki" (zaraz zobaczycie), dlatego najlepiej tkać na wełną w kontrastowych kolorach.
Tak wygląda bardko:
 
   Na ten patyczek z dziurką (odpowiednik czółenka) nawija się wełnę (uczyliśmy się na akrylu) i tka. Jest to dość proste, tylko męczące dla kręgosłupa - używa się długich nici, które przywiązuje się np. do krzesła/stołu  w pewnej odległości od siebie, a drugi koniec do swojego paska lub krzesła na którym się siedzi. Generalnie bardko przesuwamy raz w górę, raz w dół (tak, żeby nici które są w dziurkach krosna raz były wyżej, a raz niżej niż te pomiędzy deseczkami), za każdym razem śmigając czółenkiem pomiędzy nićmi. Tutaj filmik, który lepiej pokaże, niż ja opisuję ;)
   A to moja zdobycz z 2 godzin tkania - więcej nie dałam rady, kręgosłup mi padł od schylania się... Jak widzicie prawa strona wygląda dokładnie tak samo jak lewa, a kwestia wzorów zależy od tego jak się ustawi nici na krośnie. Trzeba też pamiętać, żeby odpowiednio naciągać, trzymać itd.. Dlatego moje mają takie nierówne brzegi :P
Fajna rzecz, bardko sobie zakupiłam i może jeszcze kiedyś wykorzystam do utkania czegoś.

   Pod wieczór było uroczyste otwarcie - jak zwykle "przemowa prezesa" ;P ale i nowinka - pierwszy raz wykład :) o historii haftu blackworkowego :) przygotowany przez panią Marię Gawrońską z krakowskiego Muzeum Archeologicznego, która prowadziła warsztaty z bardkiem :D

   Wykład ciekawy, dowiedziałam się sporo rzeczy (np. że kiedyś tkano len tak delikatny, że był przeźroczysty jak tiul! i wyszywało się go właśnie blackworkiem i nakładało jako wierzchnią warstwę na "normalną" suknię, więc efekt był wspaniały), aczkolwiek niestety sąsiedztwo nie dopisało - jedna pani co i rusz komentowała do psiapsiółek, poprawiała prowadzącą (no dobrze, może w przypadku kilku nazw ściegów też miałabym zastrzeżenia, tylko że p. Maria nie jest historykiem od haftu, tylko ogólnym, więc może nie znać aż tak dobrze hafciarskich szczegółów..) - naprawdę, jak nie chciała słuchać to mogła wyjść, a nie przeszkadzać innym... Już na początku wykładu wiedziałam, że będzie nieciekawie, jak usłyszałam ten pewny siebie tonik "no przecież to królowa Wiktoria!" na slajd z portretem... Elżbiety I. Wielkiej :D

W każdym razie było fajnie, po drodze upolowałam jeszcze kilka cusiów i... już była sobota...

Zapisałam się na bombkę z kwiatami kanzashi oraz haft richelieu.
   Z bombki jestem super zadowolona - prowadziła p. Ewa Lisowska i potrafiła wszystko wytłumaczyć i pomóc :) Udało mi się równo owinąć bombkę metrami wstążki, aż do bólu palców (a ile szpilek zużyłam, to nawet nie wiem), a potem w miarę równo zrobić płatki. Całkiem nieźle mi to wyszło, ale jakie to pracochłonne!! W dodatku wzięłam sobie wstążkę ze złotą nitką, więc strzępiła się, metal się przypalał i cuchnął, ciężko było równo docinać... no ale 2 kwiatki zrobiłam :) Do tego kilka kwiatków i gwiazdek na szpilkach, wielkie kokardy na czubku i gotowe :)
 
 
Byłam bardzo dumna, tylko piekielnie mnie palce bolały.... a jeszcze haft mnie czekał....
   W sobotę była ładna pogoda, więc zrobiliśmy sobie spacer (głównie w celach obiadowych :P ),  podziwialiśmy widoki oraz oczywiście robiliśmy pamiątkowe fotki - m.in. mojej fejsowej grupy "Niteczki w karteczki".
 
A haft richelieu... zawsze mi się podobał, miałam go na zajęciach z ZPT w podstawówce, ale... tym razem totalna porażka.... jedyne co w miarę mi wyszło, to przęsełka... Palce mnie bolały, oczy bolały i kurcze porażka... Może za jakieś 10 lat wrócę do tego, na spokojnie... Póki co odpuszczam z żalem, nie potrafię teraz tego dziubać...
Po warsztatach wieczorem byłyśmy tak zmęczone, ze po prostu powlokłyśmy się do domu.... Pooglądałyśmy swoje dzieła (dziewczyny były po raz kolejny na zajęciach z Osikową Doliną, więc miały fajne choinki, stroiki itd.,), powymieniałyśmy uwagi i pooglądałyśmy łupy :D
Oto moje:
 Kolejny ptasiorek DMC do kompletu (w serii jest 5, ja miałam kupione 3 najbardziej kolorowe) oraz w gratisie kanwa (drobna!! nareszcie!!) i mulina cieniowana. Nad ptasiorkiem dumałam, bo fundusze ograniczone, poza tym musiałby sporo czekać na zrobienie, ale koleżanka mnie przekonała "Nie marudź, tylko idź kupić" :P
Uroczy lisek, który skradł moje serce i kolejna para nożyczek (nie wiem po co, ale były ładne i zielone :D )
 

Włóczka. Co ciekawe, nie umiem robić na drutach, ale to cudo z uwagi na fakturę szalenie mi się spodobało. Umyśliłam sobie, że zrobię na laleczce dziewiarskiej masę sznurków i z tego zrobię sobie hm... no, nazwijmy to szalem... W związku z czym mam pytanie do tych z was, które dziergają:
czy z takiej wełny da się zrobić sznury na laleczce? Albo da się na obręczy? Nie umiem na drutach i póki co raczej nie będę się uczyć, więc szukam sposobu na utkanie tego... Laleczkę mam, obręczy jeszcze nie, ale nie wiem też, na ile takie coś się nadaje na jedno i drugie... Pomoc mile widziana :)

W niedzielę po południu wracałam do domu, rano nie miałam zajęć, więc zrobiłyśmy sobie spacer oraz nadrabiałyśmy zaległości w różnych pracach :P
Oto róże dla teściowej:
A prócz tego odkurzyłam jednego z  ufoków:
 
Kociak będzie dla mojej mamy.

Może nie są to wielkie postępy, ale zawsze do przodu :)

Jestem bardzo zadowolona, że również w tym roku pojechałam na Zjazd Zakręconych. Trochę mnie zaskakują niedociągnięcia organizacyjne (po 6 latach ciągle są te same problemy), ale przede wszystkim jest to dla mnie możliwość spotkania znajomych, których praktycznie nie widuję poza Ustroniem... No i okazja do spróbowania nowych technik :)

Ufoki ciąg dalszy

$
0
0
Sądziliście, że następny post będzie już w nowym roku? ;) Niespodzianka!!
Dzisiaj zaprezentuję podgonionego starego ufoka - świąteczną serwetkę.
Serwetka liczy sobie 7 jesieni - kupiłam ją na pierwszym Zjeździe Zakręconych, jeszcze w Wiśle.
Jak widać robię pewne postępy - na te Święta będę mieć już 2 dzwonki :P Całość w tym tempie powinnam skończyć do 2050 ;))
Ale najważniejsze - wzór mi się zgodził, bałam się, że źle policzyłam i będzie przesunięcie, na szczęście jednak udało się tego uniknąć :)
Wzór z Coricamo, wyszywane muliną Madeirą. Gęstość wstawki - 9".
I to jest pewien problem - przy takiej gęstości powinnam wyszywać 6 nitkami... Problem w tym, że mulina jest wydzielona i tak nie do końca jestem pewna, czy na wyszywanie 6 starczyłoby nici :( Wyszywam więc 4, co oczywiście oznacza niezłe prześwity - ale z daleka całkiem znośnie wygląda ;))

 Mimo wszystko mam nadzieję, że zrobię całego 2 dzwonka i zacznę przynajmniej 3... A przy okazji skończę róże dla teściowej i kotka dla mamy.

Od Nowego Roku może uda mi się wyszywanki również podgonić ;) Zdecydowałam, że nie będę przedłużać umowy w obecnej pracy, nie daję rady 5 dni w tygodniu wracać ok. 19:20 do domu, dziecko widywać przez 2 godziny dziennie i próbować nadrobić cały tydzień przez sobotę i niedzielę... Także całkiem możliwe, że częściej będę pokazywać postępy w pracach - bo wreszcie jakieś będą :P

Miau

$
0
0
Koteczek pomału się wyłania :) Może jednak zdążę ;))




Jeszcze tylko czapka i kontury i będzie :)
Faktem jest, że od jakiegoś czasu na plastikowej wyszywam 3 nitkami, żeby uniknąć prześwitów, ale to ma tyle lat, że jak zaczęłam 2 nitkami tak 2 skończę. I tak całkiem nieźle się prezentuje :)

A poza tym to sobie zrobiłam prezent świąteczny i nabyłam kilka wzorów - jak tylko przylecą, to się pochwalę ;)



2016 czyli UFOrok

$
0
0
Zgłosiłam się do Kasi na zabawę z Ufokami - czyli kończymy Ufoki w przyszłym roku. Nie wiem jeszcze, czy Kasia mnie przyjmie, ale tak czy owak zamierzam powalczyć ze starymi pracami, szczególnie, że w tym roku udało mi się co nieco nadrobić.
I postanowiłam, że jeśli skończę co najmniej 3 Ufoki, w tym co najmniej jednego większego niż kartka pocztowa ;) to zrobię sobie na przyszłe Święta nagrodę i kupię wymarzoną Mirabilię - Stargazera :)
albo Mandalę z Chatelaine Designs:


Zakupy

$
0
0
A teraz kilka słów o zakupach, które ostatnio poczyniłam.
Jako że siedzę na pewnym gazetowym forum hafciarskim i kilku grupach fejsowych, zawsze jest szansa, że ktoś będzie chciał sprzedać coś ciekawego.
Takoż na gazecie pewna Pani chciała odsprzedać co nie co majątku...
Skusiłam się na 2 Mirabilie (i żałuję, że jednej nie wzięłam ;) chociaż niestety Stargazera Pani nie miała) oraz na 4 wzory kolibrów (mam słabość do małych ptaków, a do kolibrów od dimkowego wieńca :P). Do tego gratisowo wzór na ścienny gobelin (czy raczej gigabelin ;)) w stylu XVII-wiecznym (niby nie do końca moje klimaty, ale myśl mnie naszła....a może by to latch hookiem.. punch needlem.. czy coś).
W każdym razie - ceny były przystępne, dostałam gratisy, więc oddałam się błogiemu oczekiwaniu...
A tutaj mi przyszło... TO:
 
2 Mirabilie, 4 kolibry, wzór na gobelin oraz kilka broszurek, gazetek i wzorków Oo
No szok w trampkach.
A gobelin ma wzór taki:
 
Jako że w jednym zakupach mi się poszczęściło, to dodatkowo w Needle&Art zamówiłam sobie (w formie rezerwacji, więc pewnie po Nowym Roku przyjdą) 2 zestawy do punch needla i 1 do haftu płaskiego.

Z robótek - wczorajszy wieczór był bardzo owocny, 4 godziny wyszywania (23-3 :)) róży dla teściowej zrobiły swoje i powinnam zdążyć na Wigilię (ale zrobię fotkę już całości), kotek przesunięty w czasie (nie tylko, że nie robiłam, tylko że z rodzicami zobaczę się dopiero po Świętach - mama złapała jakieś paskudne zapalenie krtani :/ ) więc będzie na Nowy Rok. Serwetka z dzwonkami - czekacie na drugi dzwonek? Ja też :D
A tak w ogóle to oficjalnie czekają mnie teraz ostatnie dwa dni w pracy :) Wolność i swoboda od Świąt, yeah! I płacenie dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego od lutego, heheh...

Róże finał

$
0
0
Oprawione, wręczone, jedna praca mniej, UFFFF!!!!!!!!!!
Tak wyglądały przed oprawą. I taki mały haczyk - widzicie wymiary na kanwie? 15x21 cm?
A tak w ramce 15x21 cm. Widzicie różnicę? Taak, dobrze widzicie, 17x23 cm. WRRRR..
Ale jakoś się zmieściło.
Ważne, że wręczone i że się spodobały.



Post o kredkach

$
0
0
O kolorowankach pisałam już jakiś czas temu, teraz czas na małe podsumowanie.
Mało pokolorowałam :P ale coś już mogę powiedzieć ;)
Po pierwsze - kredki:
Ja mam Koh-I-Noor Polycolor 36. Szukałam czegoś, co nie wydrenuje mi kieszeni ;) a jednocześnie będzie nieco lepsze od kredek bambino ;) Kohinoorki podeszły mi na tyle, że dokupiłam kilka kredek i zamierzam uzupełnić paletę do końca :P
Pierwsza od góry to nie biała kredka, tylko gumka do mazania :) którą mogę polecić, jeśli kredka nie jest za mocno dociśnięta całkiem ładnie ją wymazuje :)

Teraz trochę z "Tajemnego Ogrodu" - dołączone były karty pocztowe, niestety wydrukowane na takim papierze, że moje kredki niezbyt dobrze go kryją :/ Ale udało się wymalować drzewo, które powędruje w prezencie dla moich rodziców.
Odjechane kolorki :D ale takie mi się podobają ;)
A same kolorowanki wydrukowane z kolei są na papierze, jak to nazywam, "książkowym" - taki grubszy, żółtawy (to też jeden z zarzutów od wielu osób, że nie jest śnieżnobiały i jakościowo taki, jak np. malowanki dla dzieci). Zaskakująco dobrze mi się na nim maluje, także tutaj krytykować nie będę. Nie zrobiłam za wiele (hahah, zupełnie jak z krzyżykami ;)) ale co nieco jest.
Pięknie się tymi kredkami cieniuje :)


Nie jestem dobra w malowaniu, ale z tych kwiatków jestem naprawdę dumna :D

Z innych kolorowanek to mam jeszcze wygraną od Stabilo w jednym z konkursów na Fejsie:
To jest na śnieżnobiałym papierze, więc jestem ciekawa, jak kredki na tym wyjdą...
Ichnie mandale aż proszą się o malowanie pisakami, ale nie mam takiej ilości, więc zobaczymy, jak to wyjdzie z kredkami :)
I ostatnio kupiłam sobie jeszcze w kiosku takiego coś:
Trochę roślin, trochę mandali, całkiem udanie się zapowiada.
 

Innymi słowy, do kolorowania mam, że hej! ale i tak planuję kupić kolejne malowanki od Johanny Basford, po prostu są piękne :)

Co do róży:
Iskierka - owszem, dobrze, że się zmieściło i jakoś wygląda, bałam się, że się nie uda...
Promyk - ładny wzór, ale jaki nuuuuuuuudny..... sądziłam, że wyszywanie tła jest męczące... ale to nic w porównaniu z czymś takim...
Maggy - uwierzysz, że nie zmierzyłam? O tym, że nie mam ramki, przypomniałam sobie... w Wigilię rano (!) To było trochę mało czasu na kombinowanie z wymiarami :/

Ostatnio-pierwszy

$
0
0
Nie ma to jak kończyć robótkę w Sylwestra - od razu 1 stycznia można się pochwalić wykonaną pracą :D
Skończyłam (wreszcie) kotka na choinkę dla mojej mamy - co prawda już po Świętach, ale u nas (tzn. u moich rodziców) choinka zawsze stoi do Matki Boskiej Gromnicznej (2 czy 3 luty), więc kociak ma szansę jeszcze zadebiutować na gałęzi ;)

Tak wyglądał  bez konturów:
A tak już skończony:
Z tyłu podszyty filcem. Wzór z dodatku specjalnego nr 3/2011 do "Kramu z robótkami".
Bardzo lubię ich wzory zawieszek na choinkę i ozdób wielkanocnych, są kolorowe i zabawne :)
Do obejrzenia lub kupienia tutaj: Kokardka.pl Nie ma tam wszystkich wzorów z gazetek, np. nie widzę świetnych kurczaków, no ale da wam to jakieś pojęcie o klimacie :)

Teraz mogę kończyć latch hookową poduszkę, którą sobie przyobiecała moja córa Oo (pewnie dlatego, że ma różowe kwiatki) i złapać oddech przy ufokach :)

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku wam życzę, oby nie zabrakło wam czasu, weny i materiałów do robótek ;))

Ufokowy rok czyli prezentuj broń!

$
0
0
A oto moje Ufoki (od wczoraj liczba szczęśliwie zmniejszona o 2 :P ):
1) Zaszczytne pierwsze miejsce czyli "zróbże go wreszcie" przypada.... żurawiom :)
wzór cudny, nawet czarna kanwa mi przeszkadza, gorzej, że wielkie i rozpięte na gotowej ramce z listewek (to było zanim odkryłam q-snapy ;))

2) O srebro będą walczyć:
HEADowy smok (dobra, wiem, że nie mam szans na skończenie go w tym roku, ale kurcze, chociaż 1/4 zrobić....)
oraz latarnia morska z dimków petitków:
3) brązowa (chociaż żółta) powinna być cytrynowa zakładka:
4) tuż za podium mix świąteczny czyli "to na które Boże Narodzenie miało być?"
świąteczna bombka:
 
przyjaciółkowy Mikołaj:
moja słynna serwetka w dzwonki :P
Oczywiście, nie zapominajmy o dmcowskim ptasiorku, którego jednak kwalifikuję bardziej jako WIPa niż Ufoka (tak dla przypomnienia):
Jest też coś, co nazywam listą rezerwową w Ufokach, czyli "jak mi się będzie chciało to ...":
dorobię brakującego ptasiorka z 4 pór roku i wszystkie oprawię:
zrobię wreszcie zakładki (uprać, uciąć, pozszywać):
poznęcam się nad kotami retro:

dorobię trochę HEADowej Kołysanki:

Jeśli coś z Ufoków zniknie, to są 3 wzory (no dobra, zylion ich jest, ale wybrałam 3 małe :P ), które chciałabym zacząć:
dopóki moja córa jest jeszcze mała ;))

oraz lisek, który podbił moje serce w Ustroniu:
 
Coś pewnie jeszcze wyjdzie po drodze, ale mniej więcej taki jest WIELKI PLAN :D

Poduszka

$
0
0
Skończyłam poduszkę!!! HAA!!!
W sumie to też taki ufok, tyle że nie krzyżykowy ;)
Robiło się go bardzo przyjemnie, wełna jest akrylowa i milutka w dotyku, więc na podusię w sam raz.
Tak dla przypomnienia - poduszka z warsztatów latch hook prowadzonych przez Justynę Dobiecką i Haft Pasję w Ustroniu w 2014.
Co jest fajne to to, że jest to już praktycznie gotowy produkt, nie trzeba się martwić obszywaniem, naszywaniem, etc. Dywanik w biedronki również w tym stylu. No i opakowanie - kartonowe pudełko, które doskonale przechowuje włóczki i schemat. 
Tak wygląda cała poduszka, ok. 41x41 cm
Tutaj mamy zbliżenie na wełnianą łąkę
Tak wyglądają plecy - satyna w liściasty wzorek
niestety wada takich gotowych produktów - krzywo przyszyte, co skutkowało nie tylko kombinowaniem, ale i przesunięciem wzoru w stosunku do schematu
Teraz spokojnie mogę zabierać się za coś krzyżykowego - póki co wzięłam się za dzwonki. Wiem, że już po Świętach, ale mam je pod ręką ;) a poza tym i tak świątecznych ufoków włącznie z nimi mam aż 3 i to duże.
Trzymajcie kciuki, żeby dalej tak dobrze mi szło ;))


Dzwonki po raz drugi

$
0
0
Nie obijam się, tylko sobie pomalutku robię ;) ot, uroki wolnego czasu :P
Drugie dzwonki już są, tylko nie mają na czym dzwonić ;) bo kokarda niepełna :P

Kupiłam sobie pudełko na muliny do smoka - niestety czekają mnie wydatki, bo jednak nie mam wszystkich kolorów z potrzebnych 86 kolorów (znane przekleństwo hafciarzy, oczywiście mam numer niżej/wyżej, ale tego konkretnego to nie) - na szczęście nie jest tego aż tak dużo. I oczywiście taśmę papierową, na oznaczanie bobinek ;)

A w przyszłym tygodniu jadę do rodziców, więc trochę przy latarni morskiej podziałam :) (została u nich).

Ufokowy rok - styczeń.

$
0
0
Mamy początek lutego, czas więc podsumować ufokowe robótki za styczeń.
Po pierwsze - dzwonki:
Dzwonki nawet co nieco podciągnęłam i teraz wyglądają tak:
Nie tyle, ile bym chciała, mam nadzieję podciągnąć je mocniej w tym miesiącu.

Po drugie - smok:
Jeśli chodzi o smoka, to wykonałam prace organizacyjne, czyli smok dorobił się własnej walizki na muliny. I okazało się, że brakuje mi jeszcze 14 kolorów, które muszę zamówić.
Po trzecie - latarnia morska:
Z niej jestem najbardziej dumna... Pojechałyśmy z córą na kilka dni do moich rodziców i niestety źle się do dla mnie skończyło - córa wróciła wcześniej, a ja zostałam przez tydzień z antybiotykami na zatoki :/
Za co miałam spokój więc mogłam nieco podciągnąć latarnię. Sądziłam, że w miarę szybko pójdzie, w końcu tu różowy krzak, tam fioletowy... Tu 2 odcienie różu, tam 3 fioletu, półkrzyżyki 1, 2 lub 3 nitkami, krzyżyki mieszanym kolorem, jedną nitką, dwoma.. a ja bez sortera i z jedną igłą ^^

Tyle było, jak przyjechałam:
A tyle udało mi się zrobić:
Tutaj zbliżenie na te wszystkie pikseliki:
Jak widać krzyżyki, półkrzyżyki, cienkie, grube, do wyboru, do koloru ;)

I to tyle jeśli chodzi o styczeń :)

Imieninowe prezenty

$
0
0
W piątek miałam imieniny i moi rodzice postanowili tym razem dopieścić we mnie hafciarkę.
Oto co do mnie przywędrowało:
Zestawy chińskiej firmy "Dome" - 4 widoczki na 4 pory roku ;) Szalenie mi się spodobały, z uwagi na motywy i kolorystykę.
wiosna
lato
jesień
zima

W skład każdego zestawu wchodzi kanwa 14", zapas chińskiej muliny, 2 igły i książeczka ze wzorem - wzór (niestety jak dla mnie) jest kolorowy. Rozmiar wyszytego obrazka ma mieć 32x91 cm.
Mam nadzieję, że muliny wystarczy na wyszywanie 3 nitkami....

Tutaj jest porównanie kolorów muliny do projektu - trzeba przyznać, że zapowiada się całkiem ładnie i kolorowo.
Jeśli któraś z Was ma jakieś doświadczenia z zestawami tej firmy, chętnie posłucham :)
Zestawy zakupione w sklepie "Haft Pasja".

Katalog DMC na 2016 - online

$
0
0
Zapraszam do częstowania się :)
Katalog DMC

Aha - wiem, że już mało czasu, ale w HEAD jest promocja 25% na wszystkie wzory - do Walentynek.
Przy okazji - co sądzicie o ich nowej stronie?

W odpowiedzi na komentarz Hanulka do chińskich widoczków:
Wolę czarno-białe, bo mogę sobie wtedy zrobić ksero z powiększeniem i markerem odznaczać krzyżyki już wyszyte. W tych zestawach nie są symbole kolorowe, tak jak w Dimensions, typu czerwony trójkącik, tylko jest cały kwadracik kolorowy i na tym biały symbol typu kwadrat itd. To się będzie zlewać i ciężko będzie zaznaczać wyszyte obszary. Muszę się temu przyjrzeć dokładnie, jeśli symbole będą różne (a nie tylko kolory), to może czarno-białe ksero rozwiąże problem.

Latch hook - dywanik z biedronkami

$
0
0
Po poduszce przyszedł czas na drugi, zakupiony przeze mnie zestaw do latch hooka - czyli dywanik z biedronkami. Dywanik malutki, ale jest ;)
Z tkanie wyszło śmiesznie - mąż odpalił ostatnią część Starcrafta II, a że to gra strategiczna, to uznałam, że w czasie jakże fascynującego stawiania kolejnych budynków, ja sobie podziubię igłą, dopóki na ekranie nie pojawi się jakaś akcja. Mimo wyboru mało skomplikowanej rzeczy (dzwonki), okazało się, że jednak akcja jest szybsza niż moje krzyżyki :P Wzięłam więc dywanik, wychodząc z założenia, że:
a) większe dziury,
b) jak się pomylę łatwiej naprawić,
c) ogrom tkania i każde 5 zapętlonych wełenek ma znaczenie.
Faktycznie, miło się tka do takiego Starcrafta.
Po 4 wieczorach mam już tyle (przy okazji macie oryginalne opakowanie, mój organizerek oraz obrazek dywanika):

Dywanik, podobnie jak poduszka, ma już zrobiony tył - tkanina pokryta antypoślizgowymi ee.. kropkami (nie wiem, jak się to fachowo nazywa). Dodatkowo oczka są nieco większe niż w przypadku poduszki, ale jest to różnica naprawdę minimalna, nie da się powiedzieć na pierwszy rzut oka:
To jest mój organizerek na wełny - czystym przypadkiem idealnie przypasował do ilości kolorów :D Kupiony za grosze w markecie budowlanym.
Teraz drobne porównanie do zestawu z poduszką:
Jedna i druga firma chińska, ale różnią się nie tylko sposobem zapakowania zestawu (poduszka była w kartonowym pudełku), ale również wełną (długość i jakość) oraz szydełkiem.
Ta zielona wełna po lewej to z poduszki - jak widać nici do biedronek są nieco krótsze. Być może to kwestia przeznaczenia - krótsze nici w dywaniku mają większe szanse na przetrwanie, poduszka jednak jest mniej narażona na zniszczenie.
Co do jakości... cóż... z tym jest dziwnie. O ile w przypadku poduszki każdy kolor był tej samej jakości, o tyle tutaj tak nie jest. Wełna czerwona jest zdecydowanie najcieńsza i najluźniej skręcona. Po zapętleniu muszę ją dodatkowo zaciągać, żeby naprawdę mocno się trzymała.
Najlepsza i najbardziej błyszcząca jest wełna różowa (na obramowaniu), a pozostałe kolory są matowe i przypominają fakturą i grubością wełnę z poduszki.
A teraz kilka słów o szydełkach:
 
Zielone z poduszki, białe z biedronek. W zestawie z poduszką tak w ogóle to były 2 Oo
Tutaj małe zbliżenie - białe ma większe "oczko":
Jak widzicie, szydełko z poduszki jest nieco dłuższe, aczkolwiek rączka jest porównywalnej długości. Jest ona owalna rozszerzająca się w dół. Szydełko białe z kolei, ma przekrój (czego na zdjęciu nie widać) sześciokąta i delikatnie zwęża się ku dołowi. I jest znacznie wygodniejsze. Być może właśnie kwestia szerokości w miejscu, w którym się trzyma sprawia, że ręka nie męczy się tak jak z delikatnym zielonym. Wielkość bardzo dobrze dopasowana do gęstości tkaniny, mieści się idealnie i dobrze tka.

Dywanik zaczęty, idzie nieźle, Artanis poluje na kolejne hybrydy Amona, więc powinnam mieć tym razem szybsze tempo niż z poduszką :D Tylko nie wiem co będę oglądać, jak się Stracraft skończy :P Może wcześniejsze części ;)
Viewing all 381 articles
Browse latest View live